Warto wiedzieć

Czy wiesz, co może się stać ze zdjęciami Twoich dzieci?

Kilka dni temu media „branżowe” (i nie tylko) obiegła informacja o eksperymencie Egora Tsvetkova. Robił zdjęcia ludziom w metrze, a potem przepuścił je przez system rozpoznawania twarzy. Dopasował 70 ze 100 sfotografowanych twarzy do konkretnych osób na rosyjskim odpowiedniku Facebooka. Brzmi przerażająco? Nawet bardzo. Ale pomyślcie – mógł znaleźć tych ludzi dzięki temu, że ich zdjęcia były wcześniej w sieci. I były dostępne.

Gdy wrzucasz zdjęcie do sieci – jest ono widoczne dla całego świata. Serio. Nie ważne, czy to Facebook, Instagram czy nasza-klasa – zdjęcia przestają być tylko Wasze. Jeśli ktoś ma do nich dostęp (czyli naprawdę dużo ludzi, i jest ich więcej z każdym polubieniem), to może je skopiować i zapisać. Może nawet wrzucić ponownie. Może zrobić z nimi cokolwiek. No ale mogłeś się tego spodziewać. To w końcu internet, a ludzie pozostają ludźmi. OK. Tylko co jeśli ktoś dzięki zdjęciu dowie się o Tobie więcej, niż byś chciał? To już gorsza sprawa.

 

Dowiedzieć się nie jest trudno. Nie brakuje programów, które połączą twarz z konkretnym nazwiskiem. Może ktoś zrobi Ci zdjęcie w komunikacji miejskiej. Może zauważy Cię na fotografii szkolnej lub w gazecie. Możliwości jest nieskończenie wiele. Jedno się nie zmieni: mechanizm, który może zaprowadzić od czyjejś twarzy (Ciebie?), do imienia, nazwiska, profilu w mediach społecznościowych... może nawet pod same drzwi. Serio. Jeśli ktoś szuka – nie możecie nic zrobić. Ale możecie zrobić coś z tym, co sami umieszczacie w internecie. I powiedzieć o tym dzieciom.

 

Prywatność w internecie to trudny temat. Wszędzie zostawiamy jakieś ślady. Ale czy wiesz, gdzie je zostawiasz? Kiedy biegasz z włączonym Endomondo pokazujesz, w jakiej okolicy mieszkasz. Czasem nawet z dokładnością do paru metrów. Wiesz, że Twoje trasy są udostępniane? Zdjęcia wrzucone na Facebooka mogą być bezpieczne, ale musisz pamiętać o ustawieniach prywatności (pamiętasz o nich, prawda?). Może wrzucasz zdjęcia na Instagrama i wskazujesz konkretne miejsca? Jeśli robisz to regularnie, to pokazujesz, gdzie Cię spotkać. Zostawiamy (wszyscy) bardzo dużo informacji w internecie. I nie mamy gwarancji, że ktoś obcy nie zobaczy tych zdjęć, ani nie wykorzysta wiedzy o tym, gdzie można Was spotkać. Czytałeś cały regulamin jakiegoś portalu? No właśnie...

 

Pomyśl o swoich dzieciach. Czy wiesz, na ilu zdjęciach można je zobaczyć w sieci? Ile z nich sam wrzuciłeś do sieci? Jak dużo można się o Twoich dzieciach dowiedzieć z internetu? Czy mówisz dzieciom o zagrożeniach związanych z umieszczaniem zdjęć w sieci? Czy sam o nich pamiętasz? Zabrzmi to niepokojąco, ale od zdjęcia klasowego można całkiem szybko dotrzeć pod konkretny (i realny) adres. Pod Twój adres. Często dzięki silnej chęci rodziców do dzielenia się z całym światem swoimi zdjęciami. Swoimi i swoich dzieci.

 

Tak, to jest problem. Tak, możesz sobie (i nie tylko) napytać biedy. Dziś, żeby dowiedzieć się o kimś więcej, wcale nie trzeba grzebać mu w portfelu. Wystarczy jego twarz, a czasem tylko nazwisko. Czasem wystarczy bystre oko i umiejętność szperania w internecie. Resztę dostarczamy sami. Każde zdjęcie w sieci może doprowadzić do konkretnej osoby. Jak pokazuje eksperyment Tsvetkova – to nie żadna paranoja, ale nasza rzeczywistość. Musimy chronić prywatność w internecie – naszą i naszych dzieci. Musimy im mówić co jest, a co nie jest bezpieczne w sieci. I przede wszystkim – sami musimy o tym pamiętać.

 

Tylko co zrobić, gdy chcesz przechować gdzieś zdjęcia dzieci? Pamięć aparatu czy telefonu ma ograniczenia. Dysk twardy może się zepsuć. Płyty CD czy DVD też po jakimś czasie tracą dane. Innymi słowy – cyfrowe zdjęcia mogą po prostu... zniknąć. Alternatywą są serwisy nazywane „chmurami” (są to w praktyce dyski sieciowe), w których możesz trzymać swoje zdjęcia. Jest też kilka serwisów, które pozwolą udostępnić zdjęcia, a nawet tworzyć wirtualne albumy, jednak... czasem są na bakier z bezpieczeństwem przechowywanych zdjęć. Po czym to możecie poznać?

 

Przede wszystkim – miejsce, w którym przechowywane są zdjęcia i albumy. Rzadko kiedy to bezpieczny serwer z szyfrowanym połączeniem (czyli zapewniającym ochronę danych). Najczęściej to jakieś miejsce, do których dostęp może nie jest powszechny, ale jeśli będzie ktoś, komu będzie zależało – dotrze do tych zdjęć. I nawet jeśli te zdjęcia nie pojawiają się w wynikach wyszukiwania Google’a, to odpowiednie oprogramowanie do rozpoznawania twarzy może je znaleźć. A wtedy zaczynają się schody.

 

Obecnie jednym z najlepszych miejsc do przechowywania zdjęć specjaliści uznają dysk Amazona (tego sklepu od Kindle’a i wielu innych rzeczy). Jest on w pełni bezpieczny i zdjęć umieszczonych na nim nie da się wyszukać „z zewnątrz”. W gruncie rzeczy tylko Ty masz dostęp do swoich zdjęć (lub osoby, którym je udostępnisz). Od samego początku działania naszego serwisu korzystamy z tego dysku. Gwarantuje on bezpieczeństwo. Zarówno na początku naszego działania, jak i dziś, to jedno z najlepszych miejsc do przechowywania zdjęć w internecie. Wasze albumy na naszym serwisie są naprawdę bezpieczne. Zobaczcie, jak mogą wyglądać.

Autor
Podoba Ci się ten artykuł? Dołącz do społeczności rodziców i bądź na bieżąco!
Używamy plików cookies (ang.ciasteczka), by ułatwić korzystanie z serwisu tatento.pl i miejscaprzyjaznedzieciom.pl. Jeśli nie życzysz sobie, aby pliki cookies były zapisywane na Twoim dysku, zmień ustawienia swojej przeglądarki.
akceptuję