Uczeń

Przymus szkolny: blaski i cienie systemu edukacji

W polskim systemie oświatowym przepisy narzucają na wszystkich obywateli od siódmego do osiemnastego roku życia przymus uczęszczania do szkoły. Do wyboru są szkoły państwowe lub prywatne. Wszystkie jednakże działają w oparciu o te same przepisy. Mają narzucony odgórnie program i ograniczenie, by używać wyłącznie dopuszczonych podręczników. W szczególnych przypadkach można się ubiegać o zwolnienie z przymusu szkolnego, lecz i tak trzeba udowodnić, poprzez zdanie corocznych testów, opanowanie programu.

 

Większość dzieci żyje przez pierwsze siedem lat, beztrosko spędzając czas na zabawie i ucząc się rzeczywistości dzięki naturalnej pasji poznawczej. Są wychowywane przez krewnych lub opiekunów różnymi metodami. Część z nich ma jakieś narzucone przez rodziców obowiązki domowe. Inne nie mają żadnych obowiązków. Egzystencja niektórych z nich wiąże się z olbrzymim cierpieniem z powodu problemów rodzinnych (np. alkoholizmu ojca). Gdy kończą siedem lat, wszyscy oni trafiają do szkoły. Część z nich być może cieszy się z tego powodu, część boi się, niektórzy woleliby zostać w domu. Jednak wszyscy ostatecznie MUSZĄ iść do szkoły. I tu pojawia się pierwszy zgrzyt, pierwszy problem, praprzyczyna wszystkich negatywnych skutków edukacji, ponieważ sam akt pierwszego dnia w szkole jest swoistą inicjacją, procesem zapoznania młodych obywateli ze zjawiskiem PRZYMUSU.

Oczywiście większość z nich spotkała się już wcześniej z jakimiś formami przymusu ze strony rodziców. Niektórzy nie znali tego zjawiska dotychczas wcale. Jednak tego dnia, podczas inauguracji roku szkolnego, każde dziecko poznaje przymus ze strony WŁADZY. Według encyklopedii PWN: „władza, w szerokim znaczeniu — stosunek społeczny między 2 jednostkami lub 2 grupami społecznymi, polegający na tym, że jedna ze stron może w sposób trwały i uprawniony zmuszać stronę drugą do określonego postępowania i ma środki zapewniające kontrolę tego postępowania. Tak pojęte stosunki władzy występują w każdej grupie społecznej, w której ktoś wydaje polecenia, a ktoś inny je wykonuje. Władza może się opierać na dobrowolnej akceptacji mającej źródło w uznaniu jej autorytetu i prawowitości (legalizm) bądź na przymusie społecznym, a nawet przemocy fizycznej[1]

 

Czy odgórnie narzucony system edukacji ma jakieś zalety?

 

Nie ma jednak sensu nazbyt demonizować z tego powodu systemu edukacji. Nie jest to terror. W końcu i tak większość rodziców sama posłałaby dzieci do szkoły, gdyby miała wybór. Fakt pozostaje jednak faktem. Nauczyciel, choćby miał wyłącznie dobre intencje i posiadał olbrzymi talent dydaktyczny, nigdy nie osiągnie najlepszych możliwych rezultatów, jeśli jego podopieczni nie przyszli na zajęcia z własnej woli, a zostali do tego zmuszeni. To jest bariera, której nie da się, ot tak po prostu, pominąć. Bariera, która pozostanie od dnia inauguracji pierwszego roku szkolnego aż po opuszczenie murów szkoły średniej.

Dowodów na większą skuteczność dobrowolnej edukacji jest wiele. Jeden z nich dostarcza Sugata Mitra, profesor Uniwersytetu w Newcastle. Przeprowadził on w 1999 roku pewien eksperyment edukacyjny. Zainstalował komputer na ścianie budynku w slumsach w New Delhi i obserwował zachowania dzieci, które nigdy wcześniej nie widziały komputera, ani nawet nie umiały czytać czy pisać. W ciągu zaledwie kilku dni dzieci nauczyły się bez pomocy dorosłych włączać muzykę, uruchamiać gry i w nie grać, używać programów graficznych do rysowania, korzystać z Internetu. Badania powtórzył w innych częściach kraju. Wszędzie wynik był ten sam.[2]

 

Wady odgórnie narzucanego systemu edukacji

 

Jednak w naszym systemie edukacji, od samego początku dzieciom zostaje NARZUCONY AUTORYTET w postaci nauczyciela. Nie jest to autorytet, który młodzi ludzie sami sobie wybrali lub choćby taki, który został bezpośrednio wybrany przez ich rodziców. Nauczyciel został mianowany przez władzę, więc de facto jest jej reprezentantem, a nawet uosobieniem. Wypływają z tego znaczące konsekwencje. Uczniowie przyzwyczajają się w szkole do ślepego, bezbronnego posłuszeństwa wobec władzy. Nauczyciel dzierży ich los w swoich rękach. Ma narzędzia do tego, by wymusić rację, nawet jeśli jej nie ma. Może udowodnić, że postępuje sprawiedliwie, nawet jeśli jest definitywnie inaczej. Dzieci stopniowo wyrabiają sobie nawyk słuchania narzuconego autorytetu i wykonywania poleconych przez niego zadań, nawet jeśli jest to sprzeczne z ich wolą i sumieniem.

Ponieważ nauczyciele zmuszają uczniów do określonych zajęć i zadań, pojawia się nieodłączny element szkolnej rzeczywistości – NUDA. Nuda jest naturalną odpowiedzią umysłu na rutynowe czynności, na robienie tego, do czego zostało się zmuszonym, zamiast tego, co jest interesujące. Spora część dzieci spotyka się z tym zjawiskiem po raz pierwszy w szkole. Odtąd będzie im towarzyszyć zawsze: w pracy, przy spełnianiu wymagań biurokracji, w codziennym mozole życia. Naukowcy z międzynarodowego zespołu badawczego z USA, Kanady, Niemiec i Szwajcarii zbadali niedawno zjawisko nudy. Wyróżnili aż 6 jej typów, z czego najgorsza z nich, bo będąca symptomem depresji, jest nuda apatyczna. Badacze z niepokojem odkryli, że aż 36% uczniów niemieckich szkół średnich często doświadcza właśnie tego rodzaju nudy. [3]

Kolejną rzeczą, z którą niektórzy stykają się, dopiero przy rozpoczęciu procesu formalnej edukacji jest HIERARCHIA. W szkole poddaje się jej wszystko: od wartości i priorytetów, przez ludzi i instytucje, a skończywszy na osądach. Uczniowie muszą słuchać się nauczycieli, ci swojego „szefa”, czyli dyrektora, nad nim z kolei stoi kurator i minister oświaty. Za bardziej wartościowe uważa się wykonywanie poleceń nauczycieli niż realizowanie własnych marzeń. Stopień zgodności z narzuconymi priorytetami ustala się za pomocą systemu egzaminowania i oceniania.

Wady systemu dostrzegli eksperci debatujący nad polską edukacją na Ogólnopolskim Festiwalu Szkoły z Klasą 2.0 w Centrum Nauki Kopernik.[4] Piotr Pacewicz, dziennikarz i współtwórca programu „Szkoła z klasą”: „Polskie nastolatki cechuje relatywnie duże poczucie wyobcowania ze szkoły. Koresponduje to z niskim w Polsce kapitałem społecznym. Polska szkoła nie potrafi skutecznie budować tego kapitału. Zbyt mały nacisk kładziony jest na współpracę, a zbyt duży na rywalizację uczniów, nauczycieli i szkół, czemu służy nadmierny nacisk na wyniki egzaminów i „uczenie pod testy”.

Agata Wilam, założycielka Uniwersytetu Dzieci: „Szkoła uczy pracowitości, systematyczności, ale też podporządkowania się i tępi przedsiębiorczość. Nie indywidualizuje w żadnym stopniu: ani nauczania, ani nie dba o indywidualność ucznia/uczennicy. Szkoła uczy hipokryzji - musimy się jakoś podporządkować i „wyrobić”, a prawdziwe życie i edukacja zaczyna się po szkole. Kreatywności i krytycznego podejścia młodzi uczą się raczej poza szkołą. Moja córka po kilku pierwszych dniach szkoły oświadczyła mi: „Mamo, najlepsza część mojego życia się skończyła”. „Czemu?”, spytałam. „Bo nikt się nie interesuje tym, co mnie interesuje”. Szkoła nie respektuje i nie wykorzystuje naturalnej ciekawości dzieci.

Ocena wydana przez nauczyciela rzutuje na poczucie własnej wartości dziecka. Osąd, który usłyszy młody umysł, może pozostać w nim na zawsze.[5] Efekt ten wzmocniony jest przez porównanie do kolegów z klasy. Osoby o słabszej psychice, nieasertywni, nieśmiali mogą zatracić się w szkolnej rzeczywistości.

Veronica Valentine, przewodnicząca Rady Florydy do spraw Zdrowia Psychicznego oraz szefowa Centrum Poradnictwa Dziecięcego w swoim tekście pt. „Dzieci z zaburzeniami emocjonalnymi zasługują na więcej od naszych szkół” pisze: „Problemy tych młodych ludzi nie kończą się wraz z opuszczeniem murów szkoły. Wielu z nich boryka się z nimi do końca swojego życia. Około 30% spośród dzieci z zaburzeniami emocjonalnymi doświadcza bezdomności, bezrobocia, problemów z narkotykami i z alkoholem. Ponad 65% z nich miała kłopoty z prawem przed upływem 25 roku życia.[6]

Z kolei osoby, które genetycznie są obdarzone silnym ego, świetnie odnajdą się w szkole. Tu będą mogli zaakcentować swoją wyższość, a w skrajnych przypadkach znęcać się nad słabszymi kolegami.  Z europejskich badań, wynika, że w ciągu roku 17,6% młodych ludzi w wieku od 9 do 16 lat spotyka się z agresją ze strony rówieśników.

Wyjątkowo pouczająca może być historia, którą usłyszała Lucyna Kicińska z Telefonu Zaufania dla Młodzieży: „Zadzwoniła do nas 80-letnia kobieta i opowiedziała, że w dzieciństwie rówieśnicy wyśmiewali się z niej z powodu imienia. Mówiła, że źle przeżyła swoje życie, bo zawsze czuła się winna, czuła, że musi być uległa wobec innych. [7]

To jak usytuuje się dziecko w szkolnej hierarchii, może determinować całą jego przyszłość. Na zawsze nauczy się być posłuszną, zahukaną ofiarą, trybikiem w społecznej rutynie lub silnym przywódcą spełniającym swoje zachcianki kosztem innych.

 

Źródła:

  1. http://encyklopedia.pwn.pl/haslo/wladza;3997059.html
  2. www.hole-in-the-wall.com
  3. http://tech.money.pl/medycyna/artykul/nuda-ma-wiele-odcieni,89,0,1426009.html
  4. http://www.ceo.org.pl/sites/default/files/news-files/cnk_dyskusja_o_edukacji_18_06_2014.pdf
  5. http://encyklopedia.pwn.pl/haslo/kompleks-nizszosci;3924610.html
  6. http://www.fccmh.org/resources/docs/OP-ED_Emotional_Disturbance_8-20-07.pdf
  7. http://szkola.wp.pl/kat,108798,title,Fala-przemocy-w-szkolach,wid,14189497,wiadomosc.html?ticaid=1141e5

 

Autor publicysta, działacz społeczny. Publikuje teksty o tematyce społeczno-gospodarczej w mediach ogólnopolskich i lokalnych. Działacz organizacji pozarządowych. Przeciwnik przymusu szkolnego i odgórnie narzucanej organizacji systemu oświatowego. Zwolennik rozdziału państwa od edukacji.
Podoba Ci się ten artykuł? Dołącz do społeczności rodziców i bądź na bieżąco!
Używamy plików cookies (ang.ciasteczka), by ułatwić korzystanie z serwisu tatento.pl i miejscaprzyjaznedzieciom.pl. Jeśli nie życzysz sobie, aby pliki cookies były zapisywane na Twoim dysku, zmień ustawienia swojej przeglądarki.
akceptuję