Uczeń

Rzeczywisty cel publicznej edukacji

W debacie o kształcie polskiej oświaty zapomina się o tym, jaki jest prawdziwy cel przymusu szkolnego, państwowego szkolnictwa oraz odgórnego regulowania edukacji. Zwolennicy obecnego status quo oficjalnie podpierają się ideą walki z analfabetyzmem.

 

Pomija się przy tym fakt, że nikt nigdy nie udowodnił pozytywnego wpływu ingerencji rządowego aparatu przymusu w edukację na zjawisko zaniku analfabetyzmu. Co ciekawe, gdy rząd brytyjski w 1870 roku wprowadzał przymus szkolny, prawie wszyscy, łącznie z biedotą, umieli już czytać i pisać. Podobnie w Stanach Zjednoczonych.[1] W 1840 roku, według danych ze spisu powszechnego, tylko niecałe dwa promile społeczeństwa stanu Connecticut nie potrafiło czytać i pisać.

Co więcej! Zestawienie danych na temat analfabetyzmu w amerykańskim wojsku wraz z rosnącą ingerencją państwa w edukację pokazuje, że przymus szkolny może wręcz wywoływać to zjawisko. W połowie lat 30-tych XX wieku było wśród żołnierzy w USA tylko 2% funkcjonalnych analfabetów, czyli osób, które nie potrafiły zrozumieć prostego rozkazu na piśmie. W czasie II wojny światowej było ich już 4%, podczas wojny w Korei liczba ta wzrosła do 19%, by w czasie wojny w Wietnamie dojść aż do 27%.[2]

 

Prawdziwe cele edukacji

 

O rzeczywistych celach edukacji pisze Prof. Alexander Inglis w „Principles of Secondary Education".[3] Wymienia on sześć funkcji współczesnej szkoły:

1) Funkcja dostosowawcza, czyli wytwarzanie w młodych umysłach trwałych nawyków reakcji na autorytet

2) Funkcja integrująca, polegająca na upodobnieniu dzieci do siebie i konformizacji społeczeństwa

3) Funkcja diagnostyczno-dyrektywna, czyli przypisywanie uczniów do ról społecznych, jaką mają w przyszłości wykonywać

4) Funkcja różnicująca, której celem jest kształcenie dzieci zgodnie z uprzednim zaszufladkowaniem

5) Funkcja selekcyjna, polegająca na stygmatyzacji zachowań niepokornych

6) Funkcja propedeutyczna, czyli wyszukiwanie i kształcenie kontynuatorów systemu.

Z tym obrazem zgadza się znany pedagog amerykański, John Taylor Gatto. Jego zdaniem obecny model edukacji ma trzy podstawowe cele: przystosowanie młodych umysłów do systemu przymusu, wyhodowanie taniej, nisko wykwalifikowanej siły roboczej do pracy „na taśmie” oraz wpojenie konsumpcyjnego trybu życia. Przy tym oczywiście wszystkich tych celów nie realizuje się wprost.[4]

 

Negatywne skutki współczesnego modelu edukacji

 

Dzieci przystosowuje się do systemu opartego na przymusie poprzez wyrabianie nawyku posłuszeństwa wobec nauczyciela. Uczniom specjalnie każe się wkuwać na pamięć, nie uczy samodzielnego myślenia i zanudza niepotrzebną wiedzą, ponieważ politykom i korporacjom łatwiej jest sterować posłusznym i ogłupiałym tłumem niż świadomym społeczeństwem. Przy tym podprogowo wpaja się konsumpcjonizm przez zniechęcanie młodych ludzi do zajmowania się tym, co ich najbardziej interesuje. Przez to całe życie na głębsze zaangażowanie w cokolwiek reagują alergicznie, a powstałą pustkę próbują wypełnić nałogowym kupowaniem wszystkiego, co reklamują w telewizji.

Potwierdzenie tej zatrważającej teorii daje nam dziekan Szkoły Edukacji Uniwersytetu Stanford, Ellwood P. Cubberley, który w swojej książce pt. „Public School Administration", wydanej w 1922 roku pisał: "Nasze szkoły są fabrykami, w których odpowiednie surowce (tj. dzieci) mają być kształtowane i modelowane. ... Obowiązkiem szkoły jest formować uczniów według przedłożonych jej specyfikacji."[4]

Przeciętnemu człowiekowi trudno się zgodzić z aż tak kontrowersyjnymi twierdzeniami. Statystycznemu Polakowi, który przecież został wychowany w tym systemie, ciężko wyobrazić sobie, że Ministerstwo Edukacji Narodowej służy wyłącznie do kontroli społeczeństwa i wychowywania pokoleń zgodnych z wymaganiami karteli. Tak na marginesie: dużym zbiegiem okoliczności, obecna siedziba MEN-u w czasie okupacji hitlerowskiej była bazą Gestapo.[5]

Zjawisko nieświadomego wspierania systemu przez dorosłych obywateli opisuje znany psycholog, Philip Zimbardo: „Właśnie na takiej uległości opiera się każdy ucisk społeczny i polityczny. Pośrednicy w socjalizacji (rodzice, nauczyciele i krewni) w dużej mierze nieświadomie uczestniczą w przygotowaniu następnego pokolenia do podporządkowania się istniejącym strukturom władzy. Pełnią oni rolę podwójnych agentów, mówiąc o „wolności” i „rozwoju”, a w rzeczywistości wzbudzają lęk przed „zbyt dużą wolnością”, „zbytnim wyróżnianiem się”, ”niekorzystaniem z okazji” i niebezpieczeństwami „złego zachowania”.[6]

Skutkiem ubocznym forsowania takiego modelu oświaty jest osłabianie kondycji psychicznej młodego pokolenia. Amerykański psycholog, Prof. Peter Gray w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” zauważa: „W ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat drastycznie wzrosła w USA liczba godzin, które uczniowie spędzają w szkole. W tym okresie równie drastycznie zwiększył się odsetek dzieci z problemami psychicznymi. Na przykład w 1948 r. tylko 4,1 proc. nastolatków w wieku 14–16 lat zgadzało się z twierdzeniem: „Obawiam się, że zwariuję", a w 1989 r. już 23,4 proc., czyli prawie co czwarty! Od 1950 r. odsetek samobójstw wśród nastolatków zwiększył się czterokrotnie. W tym samym okresie odsetek samobójstw wśród osób w wieku 25–40 lat wzrósł jedynie nieznacznie, a wśród tych powyżej 40. roku życia nawet spadł.[7]

Również polskie dane mogą wzbudzać niepokój. Prof. Tomasz Wolańczyk, konsultant krajowy w dziedzinie psychiatrii dzieci i młodzieży twierdzi, że około miliona dzieci ma za sobą tzw. epizod depresyjny.[8] Powiązanie tego efektu ze szkołą potwierdzają badania Mihály'a Csíkszentmihályi'ego i Jeremy'ego Huntera. Przeprowadzili oni eksperyment, w którym 800 uczniom z 33 szkół w USA dano specjalne zegarki, wysyłające sygnał, w momencie, w którym badany powinien wypełnić formularz i opisać swoje samopoczucie. Okazało się, że najgorszy nastrój dzieci miały podczas pobytu w szkole.[9]

Inną konsekwencją systemu edukacji jest niszczenie talentów. Wybitny niemiecki pisarz, Hermann Hesse tak pisał o szkole w swoim „Zwięzłym życiorysie”: „Przypuszczalnie nauczyciele byli specjalnie w tym celu zatrudniani i kształceni, by w miarę możności zapobiegać wyrastaniu wspaniałych, wolnych ludzi i wydarzaniu się wielkich, świetnych czynów.[10]

Większość wielkich tego świata albo do szkoły nie chodziła, albo cudem nie dała się przez nią zniszczyć. Potwierdza to jeden z najwybitniejszych naukowców świata, wręcz popkulturowy symbol geniuszu, Albert Einstein: „Jest to właściwie jakiś cud, że nowoczesny system nauczania nie zadusił [we mnie] do końca świętej ciekawości badawczej.[11]

Zaskakującym może wydać się również fakt, że przymus edukacji nie przyczynia się do wzrostu gospodarczego. Lant Pritchett, ekonomista z Uniwersytetu Harvarda, w publikacji pt. „Where Has All the Education Gone?” wykazał, że przymus oświaty wręcz spowalnia gospodarkę. Pritchett poddał analizie rządowe dane z lat 1960–1987 z kilkudziesięciu rozwijających się oraz rozwiniętych państw świata. Od początku badanego okresu liczba dzieci posłanych do szkół podstawowych, w badanych krajach, wzrosła z 66 do 100%. W szkołach ponadpodstawowych odsetek ten wzrósł z 14 do 40%. W tym samym czasie średni wzrost gospodarczy spadł z 3% w latach 60, do 2,5% w latach 70. i 0,48% w latach 80.[12]

Wybitny ekonomista, Friedrich August von Hayek przewidział kryzys współczesnych społeczeństw spowodowany przymusem edukacji: „Życie intelektualne polega na wzajemnym oddziaływaniu jednostek posiadających odmienną władzę i różne poglądy. Rozwój rozumu jest procesem społecznym opartym na istnieniu takich właśnie różnic. Z samej swej istoty rezultaty tego procesu nie są możliwe do przewidzenia. Tak więc nie możemy uzyskać wiedzy o tym, które poglądy będą sprzyjały temu rozwojowi, a które nie. Mówiąc krótko, wzrostem tym nie mogą rządzić, bez jednoczesnego ograniczania go, żadne poglądy, którym dziś hołdujemy. “Planowanie” czy “organizowanie” rozwoju rozumu, a co za tym idzie, postępu w ogóle, zawiera w sobie sprzeczność,. Pogląd, że umysł ludzki powinien “świadomie” kontrolować swój własny rozwój, myli rozum indywidualny, który jako jedyny może cokolwiek “świadomie kontrolować”, z międzyosobniczym procesem, dzięki któremu rozwój ten zachodzi. Próbując poddać ten proces kontroli, stawiamy jedynie bariery dla jego rozwoju, co wcześniej czy później musi spowodować stagnację i upadek rozumu.”[13]
 

Źródła:

  1. David Boaz - „Libertarianizm”
  2. John Taylor Gatto - „The Underground History of American Education”
  3. Alexander Inglis - „Principles of Secondary Education"
  4. http://www.gazeta.edu.pl/Przeciwko_szkole-95_172-0.html
  5. http://pl.wikipedia.org/wiki/Ministerstwo_Edukacji_Narodowej
  6. Philip Zimbardo – "Nieśmiałość"
  7. http://www.uwazamrze.pl/artykul/1002056/szkola-to-wiezienie
  8. http://www.rp.pl/artykul/1044039.html
  9. Mihály Csíkszentmihályi, Jeremy Hunter - „Happiness in Everyday Life: The Uses of Experience Sampling”
  10. Hermann Hesse - „Zwięzły życiorys”
  11. Albert Einstein - „Pisma filozoficzne”
  12. http://www.hks.harvard.edu/fs/lpritch/Education%20-%20docs/ED%20-%20Econ%20Growth,%20impact/where%20has%20all%20the%20education%20gone.pdf
  13. Friedrich August von Hayek - „Droga do zniewolenia”

 

 

 

Autor publicysta, działacz społeczny. Publikuje teksty o tematyce społeczno-gospodarczej w mediach ogólnopolskich i lokalnych. Działacz organizacji pozarządowych. Przeciwnik przymusu szkolnego i odgórnie narzucanej organizacji systemu oświatowego. Zwolennik rozdziału państwa od edukacji.
Podoba Ci się ten artykuł? Dołącz do społeczności rodziców i bądź na bieżąco!
Używamy plików cookies (ang.ciasteczka), by ułatwić korzystanie z serwisu tatento.pl i miejscaprzyjaznedzieciom.pl. Jeśli nie życzysz sobie, aby pliki cookies były zapisywane na Twoim dysku, zmień ustawienia swojej przeglądarki.
akceptuję