Podróże z dzieckiem

Do Japonii z niemowlakiem?

Roczne dziecko odczuwa taką samą ekscytację na widok mewy, jak i flaminga. Wiele osób pyta, po co lecieć przez pół świata, żeby co drugi dzień spędzać na placu zabaw? Odpowiedź jest prosta – bo można! To nasza ulubiona reakcja na takie pytania. Poza tym, nie lubimy się ograniczać.

Japonia od dawna była naszym marzeniem, na długo przed pojawieniem się Gustawa na świecie. A kiedy już się pojawił, zaczęliśmy się zastanawiać, jak długo będziemy musieli czekać na wymarzony kierunek. Szybko okazało się, że nasz syn jest doskonałym kompanem codzienności, świetnie dostosowuje się do warunków i w zasadzie ma podobne upodobania do naszych. Kupiliśmy bilety z półrocznym wyprzedzeniem, zanim skończył rok. Przez ten czas mogło wydarzyć się wszystko, ale zaryzykowaliśmy i to była doskonała decyzja.

Podróż zaplanowaliśmy na 3 tygodnie, począwszy od kilku dni w Hong Kongu. Przelot z Warszawy oznaczał 9 h w samolocie do Pekinu + 4 h na lotnisku + 4 h lotu do celu + 1 h dojazdu autobusem z lotniska do miejsca zamieszkania. Pod koniec mieliśmy ochotę płakać ze zmęczenia i… szczęścia, bo okazało się że mamy super kumpla do dalekich podróży. Nasz ponadroczny syn okazał się prawdziwym bohaterem i pomimo męczących, niecodziennych warunków, świetnie zniósł podróż.

Pierwsze, co go zainteresowało na miejscu, to nauka jedzenia pałeczkami. Nasza krew!

Na miejscu zdaliśmy sobie sprawę, że nie czujemy żadnych ograniczeń, bo we troje spędzamy wyjazd dokładnie tak jak lubimy – trochę zwiedzania i dużo relaksu. Pierwszy dzień zaczęliśmy więc od spaceru po mieście, z przerwą na 3-poziomowy plac zabaw! Każda kondygnacja dla innej grupy wiekowej – genialne i praktyczne rozwiązanie.

A przy okazji przyjaznej infrastruktury chciałam podzielić się jedną refleksją: Hong Kong jest jedynym miejscem dotychczas, w którym spotkaliśmy PRZEWIJAKI W MĘSKICH TOALETACH (wielkie litery wyrażają wielką radość, że w końcu dla kogoś oprócz nas to może być oczywiste). Dla (skrajnego) porównania, na kempingu w Hiszpanii, mój mąż nie miał szans przewinąć syna w toalecie, bo przewijak znajdował się tam, gdzie prysznice dla kobiet.

Wracając do samego wyjazdu – z uwagą obserwowaliśmy Gustawa i byliśmy przekonani, że on dokładnie tak samo odczuwa sytuację, jak my. Wie, że jesteśmy na wakacjach, że mamy wielką walizkę, którą ze sobą wozimy, często zmieniamy „dom”, i że jesteśmy ciągle we troje. Ze wzruszeniem obserwowaliśmy, jak bawi się z miejscowymi dziećmi i ile radości sprawia mu poznawanie nowych miejsc. Tutaj też zdałam sobie sprawę, że mój ponadroczny syn ma znacznie lepszą orientację w terenie niż ja, bo po jednym dniu bez trudu poruszał się po naszej okolicy. Co jeszcze? Okazało się, że Gustaw zdobył bardzo ważną podróżniczą umiejętność – zasypianie chwilę po starcie samolotu, autobusu czy pociągu. Nieocenione przy częstych trasach!

Japonia to inne miejsca, smaki i duuuuużo dobrej zabawy. Nie będę opisywała przebiegu naszego wyjazdu, bo nie chodzi o to, żeby Was zanudzić. Wypunktuję to, co według mnie jest ciekawe z perspektywy rodzica:

- W Japonii jest sterylnie (z wyjątkiem Tokio, co typowe dla bardzo dużych miast). Na trawie nie znajdziecie szkła, niedopałków, ani innych śmieci, nie wspominając już o psich odchodach. Tak samo na ulicach i chodnikach – jest czysto i bezpiecznie.

- Kiedy na produktach w sklepie nie ma obrazków, trudno zorientować się, czy w kartonie jest mleko, czy świeży sok. Co oczywiste, w supermarkecie próżno szukać angielskiego na opakowaniach. Ciekawe doświadczenie. Na szczęście Gustaw lubi wegetariańskie sushi, dostępne wszędzie.

- A propos wegetarianizmu, w typowej japońskiej kuchni, przeważa mięso, więc oferta dla roślinożerców jest dość okrojona.

- Ryżowe kanapki – smaczna, sycąca i bardzo wygodna przekąska.

- Powszechna opinia głosi, że Japonia jest BARDZO droga. Według nas dużo drożej bywa w krajach Europy. Ceny żywności, czy obiadów w knajpach są porównywalne do warunków warszawskich, z wyjątkiem Tokio – tam różnica przy kasie jest już odczuwalna.

- Rowery – mnóstwo Japończyków z nich korzysta. Rodzice bez trudu wożą dwoje dzieci na rowerze (z przodu i z tyłu).

I na koniec wisienka na torcie – Tokyo Disneyland <3

Przewodniki straszą, że są kolejki na cały dzień stania, a na miejscu trudno się ruszyć. Może dobrze trafiliśmy, ale trudno uwierzyć w takie szczęście. Przyjechaliśmy w czwartek, chwilę przed 11 i nie staliśmy nawet chwili w kolejce po bilet wstępu. Na miejscu tłoczno zrobiło się po południu i faktycznie niektóre atrakcje nie były dostępne od razu. Wybór jest jednak na tyle duży, że każdy miał co robić.

Bardzo dużym mankamentem jest nieciekawa oferta gastronomiczna. Jedyny wybór na miejscu to niesmaczny fast food z kanapkami niskiej jakości w kształcie Myszki Miki. Chociaż mieliśmy cały plecak przekąsek dla Gustawa o sobie nie pomyśleliśmy – wszak trudno zabrać ze sobą i nosić przez pół dnia obiad dla 3 osób.

Czy polecamy Japonię? Z naszej perspektywy tak! Daleki wyjazd jest jednak zbyt złożoną kwestią, by określać go w kategoriach prostych rekomendacji. Każda rodzina jest inna, ma inne potrzeby i upodobania – oczywistość! Dla nas kluczowe jest przekonanie o powodzeniu podobnych przedsięwzięć i to się sprawdza.

 

 

Autor Copywriterka. Zawsze pod wrażeniem dziecięcej wyobraźni oraz kreatywności językowej. Żona Karola, który prawdopodobnie w tej chwili planuje kolejną podróż oraz mama Gustawa.
Podoba Ci się ten artykuł? Dołącz do społeczności rodziców i bądź na bieżąco!
Używamy plików cookies (ang.ciasteczka), by ułatwić korzystanie z serwisu tatento.pl i miejscaprzyjaznedzieciom.pl. Jeśli nie życzysz sobie, aby pliki cookies były zapisywane na Twoim dysku, zmień ustawienia swojej przeglądarki.
akceptuję