Małe dziecko

Nie planowałam motać – wywiad z Basią Kabalą, doradcą noszenia w chuście

Początki przygód z noszeniem w chucie bywają trudne. Dlatego spytaliśmy Basię Kabalę, doradcę noszenia w chuście, o to, jak sama zaczynała swoją przygodę.

(Asia Śmieszek, Tatento.pl) Basiu, jak zaczęła się Twoja przygoda z chustami? Czy planowałaś nosić dziecko chuście jeszcze w ciąży, czy ten pomysł pojawił się później?

(Basia Kabala) Nie planowałam nosić będąc w ciąży, ani kiedy Ala się urodziła. W ogóle miałam takie podejście, że to jest dziwne i takie trochę hipisowskie. Sam fakt noszenia był dla mnie OK, ale bardziej czekałam na moment, aż Ala usiądzie i będę mogła nosić ją w nosidle. Prawda jest taka, że ja się kompletnie nie nastawiałam na to, co będzie w momencie, kiedy urodzi się dziecko. Myślałam, że jak pójdę do szpitala, to wszystkiego mnie nauczą, powiedzą co mam robić i wszystko będę wiedzieć. Nasza polska służba zdrowia trochę odbiega od tego wyobrażenia, więc tych informacji miałam o wiele za mało, a potem za mało czasu, żeby je zgłębić. W pewnym momencie zaczęłam szukać nosidła.

Czyli nie chciałaś zacząć nosić w chuście, ale w nosidle?

Tak, sporo osób zaczyna od nosidła może dlatego, że są mocno promowane w dużych sklepach dla dzieci i sklepach internetowych. Na jednej z warszawskich grup zamieściłam post, że chcę kupić nosidło znanej marki ufając, że skoro jego cena jest tak wysoka i jest dostępne w sklepach dziecięcych, to musi być bezpieczne. Spotkała mnie lawina hejtu, oskarżenia, że chcę zrobić krzywdę swojemu dziecku chcąc kupić wisiadło” [przyp. red.: niektóre nosidła dostępne na rynku nie są ergonomiczne i mogą wyrządzić dziecku wiele krzywdy; odpowiedniego nosidła możemy zacząć używać dopiero w momencie, kiedy dziecko usiądzie]. Ta sytuacja mnie mocno zablokowała. Postanowiłam odpuścić temat nosideł, wisiadeł i chust. Stwierdziłam że skoro dziecko siada jak ma sześć miesięcy, to poczekam. Moja córka usiadła w dziesiątym miesiącu, a ja poddałam się już w piątym…

Będąc w odwiedzinach u koleżanki, która rodziła w podobnym czasie, zobaczyłam jak świetnie sobie radzi. Pijemy kawę, jej córeczka śpi. Ona jest umalowana, ma zrobione odrosty, paznokcie, wszystko, a ja wtedy pierwszy raz wyszłam z domu… Patrzyłam na nią z zazdrością. To właśnie u niej pierwszy raz wiązałam chustę i choć to wiązanie odbiegało od ideału – ja byłam zachwycona. Dziecko było wtulone we mnie i spało. To jest taki newralgiczny moment dla rodzica. Kiedy podczas konsultacji dziecko zasypia w chuście to wiem, że ten rodzic raczej nie zrezygnuje z noszenia.

Czyli motałaś Alę pierwszy raz, kiedy miała pięć miesięcy?

Dokładnie.

I przekonała się od razu? Niektórzy mówią i boją się, że jeśli zacznie się za późno i nie zaczynasz z noworodkiem, to dziecko nie zaakceptuje chusty.

Rzeczywiście jest tak, że w tak zwanym czwartym trymestrze, czyli pierwszych trzech miesiącach życia dziecka, jest dużo łatwiej, bo dziecko potrzebuje ciągle tej bliskości i chce być przy rodzicu. Jak słyszy bicie serca i jest blisko czuje się naturalnie i dużo łatwiej się uspokaja. Jeśli ten czas minie, to nie jest tak, że się nie da. Wszystko zależy od determinacji. Niektóre rzeczy wymagają więcej pracy, poświecenia i wytrwałości. Mówienie że dziecko nie akceptuje chusty często jest łatwą wymówką, a niekiedy rodzicom po prostu brakuje wsparcia.

Jakiś czas temu byłam na konsultacji u mamy, której córeczka miała skończone dziewięć miesięcy. Zawsze takie konsultacje są trudne. Jeśli dziecko podczas wiązania zaczyna płakać, odginać się, to często rodzice mówią „stop to nie dla nas, ona tego nie lubi” i wycofują się. Ciężko takiego rodzica w dwie godziny zmotywować, aby się nie poddawał i chciał w to pójść. Po jakimś czasie mama z dumą napisała mi, że jej córka ma bunt na wózek i noszą się codziennie w chuście. Reasumując – jak najbardziej da się zacząć później chustować, wszystko zależy od tego ile w to włożymy pracy.

Jak to się stało, że jesteś doradcą? Bo z tego co mówisz wynika, że zaczęłaś motać stosunkowo późno.

Zrobiłam kurs z racji tego, że moja córka miała wzmożone napięcie mięśniowe, więc nie tyle był problem z samym wiązaniem, ale też ze snem i wieloma innymi rzeczami. Ciężko było ją wyciszyć, uspokoić. Z kolei w internecie panuje przekonanie, że dziecko powinno być wiązane w momencie, kiedy jest nakarmione i wyspane, a dzieci, które mają wzmożone napięcie, powinny być wiązane pod koniec tej aktywności. Więc nam też nie wychodziło. Ja lubię robić wszystko porządnie – albo robię coś na 100%, albo wcale. Jak widziałam, że moje pierwsze wiązania odbiegają od tego, co sobie założyłam – traciłam zapał. I postanowiłam umówić się na drugie spotkanie z doradcą.

Na pierwszym moja córeczka cały czas płakała, nie miałam wtedy nikogo do opieki, więc kiedy płakała, naturalne było, że ja nie mogłam ćwiczyć na lali i wiązać. Więc bardziej patrzyłam, jak wiązała doradczyni, a nam się nie udało wcale, albo udało raz zawiązać. Nie była to absolutnie wina doradcy. Warto pamiętać, wybierając termin takiego spotkania, że powinien być odpowiedni i dla rodzica, i dla dziecka. Ja wtedy chciałam mieć jak najszybciej wolne ręce i potrzebowałam pomocy, stąd pośpiech.

Dlaczego tak szybko zdecydowałaś się na kurs doradcy?

Stwierdziłam, że muszę umówić się na jeszcze jedną konsultację, żeby się podszkolić. Potem doszłam do wniosku, że takie spotkanie trwa tylko dwie godziny, a sytuacja może się powtórzyć. Znalazłam taki, który trwa trzy dni. Pomyślałam, że ta wiedza będzie pogłębiona na tyle, że będę w stanie prawidłowo nosić swoją córkę. No i tak też się stało. Zapisałam się na kurs i nauczyłam się prawidłowo wiązać. Najpierw swoją córkę, a potem dzieci innych ludzi. Bo stwierdziłam, że jeśli mi to pomogło, to nie mogę zatrzymać tej wiedzy dla siebie. W moim otoczeniu nie znałam ludzi, którzy nosili dzieci w chuście. Nie znałam też innych dzieci, które cały czas płakały i chciały być non-stop na rękach. Stwierdziłam, że ten problem jednak istnieje, a rodzice po prostu o tym nie mówią,

Też miałam takie wrażenie. Wydawało mi się, że mój syn jest jedynym dzieckiem, które tylko płacze, chce być cały czas na rękach i śpi tylko z kimś albo na kimś. No i chce być tylko w chuście cały czas.

To jest trochę taki temat tabu. Mówi się o tym, że macierzyństwo jest piękne i pokazuje się same plusy, a o minusach się nie mówi. Rozumiem to, bo sama teraz nie mówię o minusach, które mnie spotykają w związku z wychowaniem dziecka, ale jest to bardzo trudne w pierwszym zderzeniu z macierzyństwem. Często kobiety myślą, że na całym świecie tylko one sobie nie radzą co oczywiście jest nieprawdą.

 

To może wracając do poprzedniego wątku – po co płacić za konsultację z doradcą, skoro tego wszystkiego można nauczyć się z YouTube’a, czy blogów chustowych?

Można, jasne, że można. Po to jest dużo filmików w internecie, żeby jeśli ktoś potrzebuje, mógł z tego skorzystać. Natomiast warto się zastanowić, jakie niesie to konsekwencje. Nigdy nie wiemy, kto na takim filmie wiąże: czy to jest doradcą noszenia, czy to osoba, która po prostu lubi nosić? Czy te wiązania są dobre od początku do końca, jaka jest prawidłowa pozycja dziecka w chuście, jaki jest przebieg kręgosłupa. Większość rodziców wychodząc ze szpitala nie wie, że nie powinno się nosić dziecka w pionie. To są takie rzeczy, których internet nam nie powie.

Na wielu filmach jest pokazanie tylko wiązanie i ciężko je odwzorować. Wiem, bo sama próbowałam. Stwierdziłam, że co w tym może być trudnego, skoro chusta to tylko kawałek szmaty. Najpierw starałam się czegoś nauczyć z instrukcji dołączonej do mojej pierwszej chusty. Nie poszło mi z tą instrukcją, coś wyglądało nie tak, więc zaczęłam się posiłkować internetem i YouTubem. Jak umówiłam się na spotkanie z doradcą, to miałam już jakiś zalążek wiedzy, ale też nawyki, które ciężko mi było zniwelować. Nie jesteśmy w stanie w ciągu dwóch godzin przyswoić całej wiedzy na temat noszenia, więc ile jesteśmy w stanie wyłapać z pięciominutowego filmiku na YouTubie? Jeszcze mniej. Konsultacje noszenia nie są też tak drogie, żeby ryzykować zdrowiem dziecka. Może patrzę też na to inaczej, bo moją córkę ponad rok rehabilitowałam i jej pozycja w chuście była i wciąż jest dla mnie kluczowa.

Czy doradca jest w stanie dobrać odpowiedni rodzaj wiązania chusty, czy jest to obojętne jak zawiążemy i w co? Tych wiązań i rodzajów chust jest przecież mnóstwo.

Konsultacja jest po to, żeby doradca nam powiedział jakiej chusty szukać. Na takiej konsultacji jest zazwyczaj kilka rodzajów chust, o różnej gramaturze, z różnym splotem i z różnymi domieszkami – tak żeby rodzic mógł znaleźć coś dla siebie, bo tutaj nie ma reguły. Często rodzice nie mają siły, żeby dobrze dociągnąć wiązanie i wszystko się luzuje. Czasem dociągają idealnie. Dlatego proponuję rodzicom, żeby próbowali wiązać różnymi chustami, żeby zobaczyli, jaka im bardziej odpowiada. Ostatnio miałam konsultację, gdzie mama wiązała kangurka na 6-tygodniowym dziecku i najlepiej wiązało się jej na chuście z lnem. Normalnie jest nie do pomyślenia, żeby jako pierwszą chustę zaproponować chustę z lnem, bo len jest szorstki, sztywny i czepliwy. Ale jej i maluchowi najbardziej pasowała właśnie ta.

A jeśli chodzi o wiązanie?

Jest kilka wiązań, które możemy motać [czyli wiązać chustę – przyp. red.] od pierwszych dni życia dziecka. Jednak nie tylko o bezpieczeństwo i komfort dziecka tu chodzi, ale też o wygodę rodzica. Popularna kieszonka, która pozornie jest uznawana za najłatwiejsze wiązanie, może być wiązana przez tatę, siostrę, ciocię czy babcię od pierwszych dni, ale przez mamę dopiero po zakończeniu połogu. Kiedy mama trafi na jakąś grupę w internecie albo kanał na YouTubie i czyta, że można wiązać od pierwszych dni życia dziecka, to wiąże i zapomina o sobie. Zamiast wracać do formy po porodzie tylko sobie szkodzi. Najczęstszym wiązaniem, którego uczymy się na początku jest kangurek, ze względu na to, że wspiera prawidłową postawę rodzica i pozwala dziecku zachować prawidłową pozycję. W tym wiązaniu najłatwiej ją nadać dziecku poprzez prawidłowe zgięcie i odwiedzenie.

Każda konsultacja jest inna, ciężko powiedzieć, że dla tej osoby takie wiązanie będzie dobre, a dla tej inne. Często rodzice mają jakieś swoje ograniczenia ruchowe, problemy zdrowotne. Wiązania, które są pokazywane w standardowy sposób, można też wiązać w inny. Mogłoby się wydawać, że na przykład mama nie może wiązać pewnego wiązania ze względu na bóle nadgarstków, a okazuje się, że i na to znajdzie się sposób. Żeby mogła się czegoś nauczyć, musi spotkać się z kimś, kto jej tę wiedzę przekaże.

Czy pokazujesz rodzicom też, jak w prawidłowy sposób pielęgnować niemowlęta?

Nie jestem fizjoterapeutą, nie mam kompetencji na temat pielęgnacji niemowląt. Zawsze to podkreślam, aby rodzice byli świadomi, że moja wiedza wynika z obserwacji i doświadczenia rehabilitacji mojej córki. Posiadam kompetencje w zakresie noszenia dzieci w chustach oraz noszenia dzieci z wyzwaniami rozwojowymi – i w takim charakterze się z nimi spotykam. Podczas nauki wiązania omawiam przebieg kręgosłupa dziecka i wtedy rodzice sami zdają sobie sprawę, że nieświadomie pionizowali swoje dziecko. Jeśli wita mnie mama, która w prawidłowy sposób trzyma dziecko, to na 90% ono albo starsze dziecko było pod opieką rehabilitanta. Mimo szkół rodzenia i pobytu w szpitalu ta podstawowa wiedza jest na wagę złota.

W takim razie, jakie są najczęstsze obawy rodziców, którzy chcą nauczyć się wiązać?

Strach, że mogą zrobić krzywdę swojemu dziecku, że wiązanie będzie trwało zbyt długo, przez co dziecko może się denerwować. Boją się, że może wypaść z chusty. Zastanawiają się,  czy to na pewno jest bezpieczne i zdrowe, czy krew będzie dobrze przepływać. Te obawy można mnożyć. Ilu jest rodziców, tyle jest obaw. Są też tacy, którzy próbowali już wszystkiego i nie zastanawiają się – po prostu wiążą. Są tak zmęczeni, że dopiero kiedy naładują swoje akumulatory, zwracają uwagę na prawidłowe wiązanie.

Czy można zrobić dziecku krzywdę kupując niewłaściwą chustę? Pojawiają się opinie, że ceny chust są bardzo wysokie, a przecież to tylko kawałek materiału. Przecież na Allegro można kupić chustę, która kosztuje 60 zł, a nie 200 lub więcej.

Trzeba sobie zadać pytanie jakiej jakości jest chusta, która kosztuje 60 zł przy 4-5 metrach. Zakup niewłaściwej chusty wpływa przede wszystkim na nasz komfort noszenia. Polecam chusty ze splotem skośno-krzyżowym, diamentowym lub żakardowym. Bardzo dobrze pracują i mają naprawdę bardzo dobre ceny. Sporo firm wypuściło serię „moja pierwsza chusta” gdzie nową można kupić już w okolicach 120-150zł. Poza tym chusty trzymają swoją cenę, więc kiedy będziemy chcieli sprzedać, to na pewno dużo nie stracimy. Nie polecam chust elastycznych oraz tkanych splotem prostym.

Jeśli chodzi o to, czy chusta za 200, czy za 2000 złotych, to jest to już bardziej tzw. „świrstwo” i rekompensata rodziców. Trochę jest tak, że mama, która zostaje w domu z dzieckiem, zapomina o sobie, nic dla siebie nie kupuje, nie ma czasu, żeby wychodzić do teatru czy do kina. Kończą się przyjaźnie, z części jest wykluczana. Rezygnuje z wyjść do wielu miejsc, bo wyprawa z dzieckiem jest tam ciężka. No i kiedy trafia na chustę, to czuje, że może sobie coś zrekompensować. Trafia na inne dziewczyny, które też kupują sobie chusty, utrzymuje z nimi kontakt, śledzi najnowsze trendy. To jest takie gadżeciarstwo i po prostu fajne hobby. Można mieć samochód za 5 tysięcy, można za 50. Z chustami jest tak samo. Jeśli chcemy wydać więcej, nikt nam nie zabroni. Każdy sam zarządza swoim budżetem, wie na co go stać, a na co go nie stać.

A jak wygląda sprawa z noszeniem dziecka po porodzie? Czy można robić to od początku?

Kwestia jest złożona. Jeśli mama będzie miała cesarskie cięcie, może nie być w stanie, może nie czuć się na siłach, żeby wiązać dziecko od pierwszych dni. Dziecko oczywiście może być noszone od pierwszego dnia życia, ale ważna jest też mama. Warto zadbać o siebie i nie czuć presji, że musimy. Kobieta powinna „naładować akumulatory”. Pierwsze dwa tygodnie – niezależnie od rodzaju porodu – to czas, żeby dać odpocząć mięśniom dna miednicy, starać się nie dźwigać. Jeśli mamy możliwość, to warto po prostu dużo z dzieckiem leżeć i się przytulać.

Czy w takim razie taki czas po porodzie, czas połogu, może być okazją dla ojca, żeby nawiązać więź z dzieckiem?

Jak najbardziej tak. Kobieta przez 9 miesięcy nosiła swoje dziecko w brzuchu, więc ten kontakt miała. Dla ojców często  wygląda to tak, że mają po prostu kobietę w ciąży i nie do końca to czują. Nawet, kiedy czują ruchy i słyszą bicie serca dziecka, to działa inaczej. Dopiero kiedy widzą noworodka, swoje dziecko, to jest czas, kiedy zaczynają tę drogę. To jest dobry moment dla ojców, żeby mama mogła spokojnie dojść do siebie i zregenerować się, bo czekają ją ciężkie tygodnie i miesiące. Tata może tą bliskość „naładować”. Podczas nauki wiązania często ojcom jest łatwiej, bo dziecko u mamy czuje mleko i chce być cały czas przy piersi. Denerwuje się, bo chce zjeść. U taty tego problemu nie ma. Dlatego zdarza się, że pierwsze wiązania lepiej wychodzą tatusiom niż mamom, ale to także kwestia tego, że świeżo upieczone mamy bardziej się stresują, a mężczyźni podchodzą do spraw bardziej zadaniowo.

Czyli jest bardzo dużo zmiennych i rzeczy, które trzeba wiedzieć, żeby poprawnie nosić. W takim razie zachęcamy, żeby jednak spotkać się z doradcą!

Również zachęcam – zarówno jako mama i jako doradca noszenia. Nie ma nic piękniejszego od bycia rodzicem, jednak to nie tylko beztroskie chwile i radość, ale też zmartwienia i wątpliwości czy sprostamy tak ważnej roli. W dzisiejszych czasach wiedza bywa zmorą rodziców. Internet przepełniony jest sprzecznymi informacjami. Na co dzień zawsze znajdzie się ktoś kto wie lepiej… sąsiadka, pan z tramwaju, matka trójki dzieci, pan z warzywniaka, teściowa itp. Normalne jest, że mimo najlepszych intencji będzie nam się zdarzało popełniać błędy. Jest to zupełnie normalne. Bardzo ważne jest, aby błędy nie były źródłem poczucia winy, ale podstawą do zmiany na lepsze.

Pytanie na sam koniec: czy można dziecko przyzwyczaić do noszenia? To częsty zarzut osób, które mówią, że chustowanie to „rozpieszczanie” dziecka…

Nie można. Osoby które mówią, że nosząc możemy rozpieścić dziecko, to zazwyczaj nasi rodzice albo dziadkowie. Za ich czasów niemowlę było zaklasyfikowane do gniazdowników, dlatego opieka odbywała się adekwatnie do tego typu. Uważano że niemowlę jest wstanie wytrzymać dłuższy czas bez matki przynoszącej pokarm, zachowując się cichutko i leżąc samotnie w łóżeczku. Dopiero w latach siedemdziesiątych XX wieku biolog, profesor Bernhard Hassenstein, wprowadził do klasyfikacji młodych ssaków typ „noszaki”. Noworodek (fizjologiczny wcześniak) ma mocno rozwiniętą potrzebę bliskości, potrzebę bycia noszonym tak, aby móc dojrzewać na ciele dorosłego. Odpowiadając na fundamentalne potrzeby dziecka nie możemy mówić o rozpieszczaniu. Tak samo jak nie rozpieszczamy dziecka karmiąc go czy zmieniając pieluszkę. Słysząc „dobre rady” od naszych bliskich starajmy się pamiętać, że nie wynikają one ze złej woli a przekonań, w których sami zostali wychowani.

To jest świetna informacja! W takim razie trzymamy się tego, żeby przytulać i nosić jak najwięcej. Bliskości nigdy za dużo. Bardzo dziękuje za rozmowę.

Dziękuję.

 
Autor https://www.facebook.com/pg/naukawiazaniachust Certyfikowany doradca noszenia w chuście ClauWi®.
Podoba Ci się ten artykuł? Dołącz do społeczności rodziców i bądź na bieżąco!
Używamy plików cookies (ang.ciasteczka), by ułatwić korzystanie z serwisu tatento.pl i miejscaprzyjaznedzieciom.pl. Jeśli nie życzysz sobie, aby pliki cookies były zapisywane na Twoim dysku, zmień ustawienia swojej przeglądarki.
akceptuję