Warto wiedzieć

Jak oszczędzać na dziecku – subiektywna lista

Kiedy pojawia się dziecko, razem z nim przybywa nowych wydatków – wiadomo. Ekonomiści z Centrum im. Adama Smitha oszacowali, że w 2017 roku wychowanie jednego dziecka do 18 roku życia kosztuje od 176 do 200 tys. złotych… Nieźle, prawda?

Obawa o finanse często powstrzymuje rodziców przed powiększaniem rodziny – po prostu boją się, że nie będzie ich stać na wychowanie dziecka. To zrozumiałe – też się tego obawialiśmy: że koszta są wysokie, że może zdarzyć się coś niespodziewanego. Ale Kociełło jest z nami (i jest super!), więc wypracowaliśmy sobie kilka patentów na niesplajtowanie.

Oto subiektywny poradnik i zestawienie naszych doświadczeń – na czym oszczędzać, a na czym… lepiej nie?

 

Na czym oszczędzaliśmy:

Ubranka

Z tym nie mam najmniejszego problemu. Nie chcę denerwować się, że dziecko coś zniszczyło lub pobrudziło. W końcu to tylko rzeczy. Dlatego z zasady nie kupuję drogich ubranek. Gdzie w takim razie się zaopatrujemy?

Najczęściej są to lumpeksy, niedrogie sieciówki czy outlety. Kociełło ma w większości używane ubranka – sporo z nich dostajemy od znajomych i rodziny. Staram się kupować jak najmniej nowych rzeczy (nie tylko dla dziecka) – jest mi źle ze świadomością, że zanieczyszczam środowisko. Co do ubranek – wiadomo, szybko się z nich wyrasta. A co do pieniędzy: nie pamiętam, kiedy wydałam na część garderoby Kociełły więcej niż 10 zł. Serio.

Wózek

Też dostaliśmy używany – zwykły wózek 3w1. Nie jest piękny, ale to w niczym nie przeszkadzało. Dobrze spełniał swoją rolę (chociaż tutaj sytuacja była bardziej skomplikowana, bo syn nie chciał jeździć w gondoli). Przez długi czas nie używaliśmy wózka wcale, potem okazało się, że Kociełło lubi jeździć w spacerówce i postanowiliśmy kupić coś porządniejszego, co nam odpowiada. Nasza aktualna spacerówka też była kupiona jako używana: podobał nam się dość drogi model i znaleźliśmy go za 1/3 ceny na jednym z portali ogłoszeniowych. Polecam takie rozwiązania: wózki dosyć szybko tracą na wartości.

Mleko

To jedna z zalet karmienia piersią. Oszczędzanie na mleku modyfikowanym zapewne nie jest główną motywacją matek do karmienia, ale rzeczywiście: karmiąc piersią sporo oszczędzamy (nawet, kiedy doliczymy wizyty doradcy laktacyjnego).

U nas była to oszczędność „przy okazji” – nasz syn jest bezbutelkowy i bezsmoczkowy, więc tego typu wydatki też odpadły. W sumie zorientowałam się, że trochę pieniędzy oszczędziliśmy, kiedy podczas rozmowy o wydatkach na dziecko usłyszałam zarzut od znajomej mamy, która karmiła mlekiem modyfikowanym: że nie powinnam się wypowiadać, bo karmię piersią, więc nie mamy dużych wydatków ;). Trochę się zirytowałam, bo początki karmienia były trudne i nie taka była moja motywacja – ale fakt jest faktem.

Zabawki

Nasze dziecko potwierdza tezę, że zabawki to najmniej interesujący obiekt. A już w ogóle nie nadają się do zabawy. Wszystko jest bardziej interesujące: opakowania z jedzeniem, przedmioty codziennego użytku, wszelkie urządzenia, szczególnie te elektryczne… :) To nie jest tak, że Młody nie ma zabawek, ale ma ich mało i staramy się dopasowywać je do bieżących zainteresowań. Nie ma więc miliona pluszaków (chyba ze 4 sztuki? No i wszystkie dostał) i plastikowych samochodzików.

Kiedy pojawiała się potrzeba kupienia czegoś droższego, bo widzieliśmy jego zainteresowanie i fazę wrażliwą na daną czynność: starałam się kupować używane zabawki. Dlaczego? Najtańszy zestaw klocków sensorycznych kosztuje ponad 70 złotych. Klocków jest w nim 10… Bałam się, że jeśli kupię tak drogą rzecz, a syn nie wykaże zainteresowania, będę po prostu zła. Żeby sobie tego oszczędzić, kupiłam używany. I wszyscy są zadowoleni.

Podsumowując: jeśli kupujemy, to zazwyczaj rzeczy produkowane w Europie. Czyli co? Klocki sensoryczne, drewniane samochodziki i inne takie. Mamy też tablicę manipulacyjną. Mój mąż zrobił ją samodzielnie. Oczywiście mamy też zestaw „plastików” do piaskownicy i samochodzik z dyskontu, który nie jest ideałem wspaniałego dizajnu, ale Kociełło był nim zachwycony, więc nie widziałam powodów, żeby mu tego odmawiać. Zdrowy rozsądek jest najważniejszy.

 

Na czym lepiej nie oszczędzać?

To oczywiście nasz opinia, ale uważam, że są rzeczy, na których oszczędzać nie warto. Jasne, wszystko w miarę możliwości, ale o ile można mieć niskobudżetowe ubranka, zabawki czy wózek, to są kwestie bezcenne. I oszczędzenie na nich mogłoby być bardzo drogie. Na czym nie chcieliśmy oszczędzać:

Zdrowie

Jest ważne, bezdyskusyjnie. Nasz syn ma wiele niezbyt ładnych, używanych ubranek, ale chodzi na rehabilitację, która jest droga. Czemu nie na NFZ? Zgadnijcie :). Byliśmy z Kociełłą dwa razy u neurologa, udało mi się go zapisać do publicznej przychodni – zapisałam go zaraz po rodzeniu, więc pierwsza wizyta odbyła się, kiedy miał 3 miesiące. Okazało się, że ma wzmożone napięcie mięśniowe, Ale lekarz mówił, że to nie problem. Dostaliśmy zalecenia kilku ćwiczeń i na kontroli w wieku 5 miesięcy usłyszałam, że wszystko OK i rehabilitacja nie jest potrzebna. Tylko, że mi wydawało się, że nie do końca. I stwierdziłam, że warto to sprawdzić. I okazało się, że Kociełło potrzebuje rehabilitacji, która też nie była na NFZ.

Buciki

Czy oszczędzać na bucikach? I tak, i nie. Z domu rodzinnego wyniosłam przekonanie, że o ile ubrania nie są tak istotne, to buty zawsze powinny być porządne. I tego się trzymam. Buciki dla dzieci i ich ceny zawsze trochę mnie przerażały. Małe stópki rosną bardzo szybko. Na grupach sprzedażowych dla mam często pojawiały się oferty używanych butów dla dzieci.

To spora pokusa, bo często można kupić porządne, skórzane buty za ułamek ceny. Poczytałam jednak trochę i okazało się, że to złudna oszczędność – jeśli wkładka buta jest odgnieciona przez poprzedniego małego właściciela, nasze dziecko może np. powielać wady postawy. Myślę, że nie warto ryzykować. Kupujemy synkowi porządne buty – markowe i sporo tańsze udało nam się znaleźć w outlecie. Polecam to rozwiązanie. A o używane buty zapytałam naszej rehabilitantki: powiedziała, że można takie kupić, jeśli poprzedni właściciel tylko jeździł w nich w wózku :).

Bezpieczeństwo

Gdyby ktoś jeszcze pół roku temu powiedział mi, że kupię dziecku fotelik za prawie 2 tysiące złotych, postukałabym się w czoło. I uznała, że wydawanie takich kwot to nonsens. Ale potem pojawił się temat zakupu, zaczęliśmy czytać, oglądać testy… okazało się, że bezpieczny fotelik kosztuje znacznie więcej, niż się spodziewałam. Żeby rozwiać wątpliwości: siedzę właśnie w domu, na kanapie, która była od tego fotelika tańsza, także ten…

Jedzenie

Dobre jedzenie to zdrowe jedzenie. I tutaj też uważam, że są granice oszczędzania. Nie kupujemy najtańszych produktów, staramy się jeść pełnowartościowo. Dużo warzyw i owoców, kasze, pełnoziarnisty makaron – tak, żeby wykształcić dobre nawyki u naszego syna. Kociełło jest dzieckiem BLW, je to samo co my i nie na smaku słoiczków i kaszek (chyba na tym oszczędziliśmy :)). Najdroższą rzeczą, jaką kupujemy jest chyba mięso – staramy się, żeby było ze sprawdzonych dostaw, a ze jemy rzadko (długo nie jedliśmy wcale), to też do przeżycia.

 

To chyba na tyle. Jakie są Wasze patenty na oszczędzanie? 

Autor Pisze o rodzicielstwie bliskości, życiu w przyjaźni z dzieckiem i ze sobą. Dużo czyta (skończyła polonistykę, nie skończyła filozofii. I kilku innych rzeczy też.) Żona Bartka, mama Kociełły.
Podoba Ci się ten artykuł? Dołącz do społeczności rodziców i bądź na bieżąco!
Używamy plików cookies (ang.ciasteczka), by ułatwić korzystanie z serwisu tatento.pl i miejscaprzyjaznedzieciom.pl. Jeśli nie życzysz sobie, aby pliki cookies były zapisywane na Twoim dysku, zmień ustawienia swojej przeglądarki.
akceptuję