Warto wiedzieć

Wspólne zakupy bez spełniania zachcianek?

Jestem mamą trójki dzieci, z którymi co tydzień jeździmy na zakupy do hipermarketu, a przynajmniej raz w miesiącu wpadamy do centrum handlowego po brakujące ubrania, buty, czy inne produkty. Dzieci adoptowaliśmy 4 lata temu, gdy miały 1,5; 3 i 5,5 roku. Pierwsza wyprawa na zakupy miała miejsce po miesiącu wspólnego mieszkania i wszystko poszło gładko. Jest tak do dziś.

Słyszałam wielokrotnie, że mam fantastyczne dzieci, bo potrafią znieść taką nudną czynność bez marudzenia, wrzasków, płaczu i na dodatek nie wychodzimy z zakupów z siatką niepotrzebnych zabawek, słodyczy, czy innych bibelotów, o które dzieci proszą. Tak moje dzieci są wspaniałe, ale ich zachowanie nie wynika z wrodzonych cech charakteru. Potrafią nieźle dać w kość, odstawić niewyobrażalną histerię, czy zawziąć się w sobie, by nie wykonać jakiegoś polecenia. Ale na zakupach jest spokój. Jak to robimy? Dziś zdradzę Wam nasze tajemnice ;)  

 

1. Przygotowania

Zanim wyruszymy z dziećmi na zakupy (lub gdziekolwiek indziej) jasno określamy cel, sposób, czas trwania i nasze oczekiwania. Poinformowanie dziecka zawczasu o tym wszystkim poprawia jego poczucie bezpieczeństwa, no i pozwala mu zaprotestować jeszcze w domu, gdzie możemy przedyskutować z nim wszystkie kwestie bez narażania się na spojrzenia innych klientów. Dzieci, które skończyły 2 lata doskonale już rozumieją związek przyczynowo-skutkowy, więc taka rozmowa ma sens. U młodszych nie wskóramy za wiele, ale i tak warto opowiedzieć im o tym, co będziemy robić, choćby dla rozwoju mowy i pogłębienia więzi.

Na koniec mówię, co będzie po zakupach. Staram się, by było to fajne. Czasem to lody, czasem karuzela, czasem spacer po parku, innym razem film. Ważne, by nastąpiło zaraz po powrocie i ew. rozpakowaniu.

Co mówię?

Słuchajcie dzisiaj musimy zrobić zakupy na cały kolejny tydzień. Musimy kupić jedzenie na ten czas, środki czystości (wymieniam mniej więcej jakie) i skarpety dla Zuzi, bo urosły jej stopy i te co ma są za małe. Zajmie nam to jakieś 2 godziny – tu np. może wystąpić marudzenie, „dlaczego tak długo?” Tak wiem, że to długo, ale inaczej nie będziemy mieli co jeść w tygodniu i nie wypiorę wam ubrań. Jeśli mi pomożecie to może uda się zrobić to szybciej. Ze słodyczy możemy kupić krówki i czekoladę (np.), bo to nam wystarczy na dni słodyczowe (my jemy słodkie tylko w weekendy). Nie ma teraz żadnych urodzin, czy innego święta, więc nie planujemy zakupu zabawek. Ale możecie je pooglądać i pokazać nam co wam się podoba, byśmy wiedzieli na przyszłość. Pamiętajcie jednak, że to wydłuży czas trwania zakupów.

Itp. itd., w zależności od ich reakcji, pytań, czy komentarzy. Na początku trwało to trochę czasu, ale dzieci szybko przywykły do naszych cotygodniowych wypraw do sklepu i teraz wystarczy, że powiem „Dzisiaj jedziemy na zakupy”. Wiedzą, że jeśli jest to dzień, w którym (z różnych przyczyn) mogą sobie wybrać zabawkę, książeczkę, czy coś słodkiego to im o tym powiem.

 

2. Zaangażowanie

Dzieci kochają pomagać, bo wtedy czują się ważne! Przekażmy im trochę odpowiedzialności. Zróbmy każdemu listę produktów do znalezienia. Pisaną dla czytających, obrazkową dla młodszych. Idąc przez dany dział, przypominajmy że teraz np. Asia powinna poszukać czegoś na swojej liście. Udawajmy, że nie pamiętamy co to było ;) to będzie bardziej ekscytujące.

Opowiadajmy o kupowanych produktach. Mniejsze dzieci uczmy ich nazw, kolorów i kształtów, starszym tłumaczmy skąd pochodzą i do czego je wykorzystujemy. Na kolejnym etapie możemy nauczyć dzieci czytania etykiet i unikania produktów zawierających określone substancje. Potem warto pokazać im ceny i uczyć wartości pieniędzy. Zakupy to świetna szkoła! Tak, tak, wiem, trwają wtedy dłużej. Ale jest spokój, wszyscy są zadowoleni i jeszcze dowiadują się nowych rzeczy.

 

3. Coś miłego na koniec

Pierwsza przyjemność jest przy kasie. Pozwalam dzieciom podać kartę, zapłacić, zapakować produkty, oddaje paragon, czy potwierdzenie z karty. Pozwalam zabrać (do niczego nie potrzebne nikomu) leżące tam ulotki. W domu wyjątkowo pozwalam rozpakować im coś „trudnego” np. jajka. Albo ponieść coś ciężkiego, by pochwalić ich siłę. A zaraz po rozpakowaniu następuje wymieniona przed wyjściem na zakupy przyjemność. Czasem jest niespodzianka! Ukryte kilka dni wcześniej jajka niespodzianki to klasyka ;) Ale może to być nowa bajka, kolorowanka, czy np. karty piłkarskie rozdawane w dyskontach.

 

4. Trudności w trakcie

Mimo całej procedury nie rzadko słyszę np. mamo kupisz to i to? Jeśli to cos fajnego i przydatnego to czemu nie? Można wyjść poza schemat! Nawet trzeba, przecież nie da się wszystkiego w 100 procentach zaplanować. Jeśli nie, to po prostu odpowiadam: Nie, nie planowaliśmy kupowania tego, pamiętasz? Musimy znaleźć wszystkie rzeczy, które są potrzebne. To możemy kupić, i tu np. na urodziny, może przynieść Mikołaj lub sam możesz kupić, gdy uskładasz z kieszonkowego. Jeśli chodzi o słodycze to „za tydzień na następne dni słodyczowe, bo teraz mamy to i to”. Jeśli to coś, czego kupować nie chcę wcale, to szczegółowo tłumaczę powody i daję atrakcyjną alternatywę, ale też na przyszłość. Tak było ze znanym kremem czekoladowym. Pokazałam dzieciom w słoiku ile ma cukru, ile szkodliwego tłuszczu (użyłam starego oleju jako palmowego ;), a ile kakao i orzechów. Nie spodobało im się. Do drugiego słoika wsypałam orzeszki ziemne do 90% pojemności i dopełniłam dżemem truskawkowym. Wybrały, więc bez namysłu masło orzechowe i dżem. A na w/w krem mówią od tego czasu fuuuuj.

 

5. A co jeśli się nie uda i mamy atak histerii?

Co? Przede wszystkim spokój! I o ile to możliwe, trzeba zabrać dziecko w spokojniejsze miejsce. Dlatego lubię robić zakupy wraz z mężem, bo zawsze jedno z nas może złapać malucha na ręce i wyjść ze sklepu. Z dala od wścibskich spojrzeń, tam  gdzie możemy być bardziej sami i bardziej blisko. Bo to klucz do sytuacji! Więcej możecie poczytać w moim poprzednim artykule: Histeria u dziecka.

Autor http://niezkrwiazduszyiserca.blogspot.com/ Zawsze marzyłam o rodzinie. O trójce dzieci i domu pełnym gwaru i miłości. Robiłam co mogłam by spełnić to marzenie. Łatwo nie było, ale końcu znalazłam swoje dzieci. Nie z krwi, ale z duszy i serca. Nie urodzone przeze mnie, ale jestem pewna, że dla mnie. I wtedy dopiero zaczęło się życie. Adopcja to cud.
Podoba Ci się ten artykuł? Dołącz do społeczności rodziców i bądź na bieżąco!
Używamy plików cookies (ang.ciasteczka), by ułatwić korzystanie z serwisu tatento.pl i miejscaprzyjaznedzieciom.pl. Jeśli nie życzysz sobie, aby pliki cookies były zapisywane na Twoim dysku, zmień ustawienia swojej przeglądarki.
akceptuję