Zdrowy maluch

Jak przekonać dziecko do zdrowego jedzenia?

Niektóre dzieci podchodzą nieufnie do warzyw i owoców. Jak to zmienić i sprawić, żeby wybrały zdrowe produkty?

Dzieci, które są oddane do adopcji rzadko kiedy jedzą zdrowo. Jest tak z kilku przyczyn. Przede wszystkim żywienie w domu biologicznym (o ile można to tak określić) pozostawia wiele do życzenia. Dzieci niedojadają, są żywione o przypadkowych porach, czasem nie jedzą nic cały dzień. Moje dzieciaki (dziewczynki, bo mały miał 3 tygodnie, gdy trafił do RDD) były karmione chipsami i batonikami. Gdy zostały umieszczone w Rodzinnym Domu Dziecka nie znały „normalnego” jedzenia. I choć wkrótce nauczyły się zjadać inne produkty, nadal kochały słodkie. W momencie, gdy zamieszkały z nami, staraliśmy się, by poczuły się u nas dobrze. Zabieraliśmy je w fajne miejsca, dostały nowe zabawki i ubrania. Czując, że robimy większość rzeczy dla nich, próbowały również dietę dostosować do swoich kaprysów.

W tym początkowym czasie nie wprowadzaliśmy większych zmian. Słodycze były codziennie, były słodkie płatki i nutella. Nie gotowałam moich ulubionych wymyślnych dań, tylko takie, które powinny im przypaść do gustu. Gdy po miesiącu podjęłam próbę wprowadzenia innego jedzenia spotkałam się z niesamowitą reakcją. Mianowicie najstarsza uciekła do swojego pokoju pod łóżko, bo zobaczyła kaszę kuskus na talerzu. Wtedy wiedziałam, że czeka mnie ogrom pracy. Ale się nie poddałam i sukces przerósł moje najśmielsze oczekiwanie. Nie mówię, że u Was też tak będzie, ale co szkodzi spróbować? No to piszę co nam pomogło:

Głód

Wielu rodziców ma obsesję na punkcie tego, by dziecko zjadło posiłek. Niestety często spotykam się z postawą „przecież musi zjeść cokolwiek”. No właśnie nie musi… Czy Wam nigdy nie zdarzyło się ominąć posiłku? Albo nawet pościć cały dzień? Żyjecie? No raczej… I uwierzcie mi dzieci też to przeżyją. Co więcej atmosfera będzie znacznie lepsza.

No to jak było z nieszczęsną kaszą kuskus? Wyciągnęłam córkę spod łóżka, uściskałam i powiedziałam, że nie musi przecież jeść tej kaszy, jeśli nie chce. Wróciła do stołu, zjadła kurczaka i warzywa. I tak, była potem głodna. Ale nie było pory posiłku. Musiała poczekać do następnego. Nikt nie robił problemu z tego, że nie zjadła. Kasza kuskus pojawiła się na talerzu ponownie po dwóch czy trzech tygodniach i została zjedzona bez problemu – chcecie wiedzieć jak to się udało? Do tej pory, jeśli moje dziecko nie chce czegoś jeść, to nie je. Ja zostawiam ten produkt na talerzu, aż do następnego posiłku lub pójścia spać. Jeśli w tym czasie dziecko jest głodne, może go zjeść, ale nic innego nie dostanie. Oczywiście nie mówię tu o produktach, których moje dzieci nie lubią. Jeśli po kilku-kilkunastu próbach podania czegoś w małej ilości, dziecko nadal nie lubi, to nie lubi i tyle. Aczkolwiek zawsze pytam, czy może zmieniło zdanie – w końcu to się zdarza.

Fantazja

Starszemu dziecku nowy produkt trzeba „sprzedać”. Uczynić atrakcyjnym i niezwykłym. A jeśli ma uprzedzenia to jakoś je obejść. Wróćmy więc do nieszczęsnej kaszy i innych podobnych produktów. Dziewczyny chciały u nas jeść tylko ziemniaki i biały makaron. Nic innego. Ale młodsza jest bardzo ciekawska. Podałam więc im obiad z ziemniakami, a nam z ryżem. Młodsza zaczęła dopytywać o to, co mamy na talerzu. Powiedziałam, że po prostu ryż. A czemu nie ziemniaki? Bo ryż jest taki pyszny! No to chciała spróbować. I faktycznie był pyszny. Zjadła mi pół porcji zachwycając się, a starsza patrzyła. W końcu się skusiła i tak ryż trafił do jadłospisu. Kilka dni później, dzieci dostały ryż, a my kaszę gryczaną. Znów padło pytanie co to? Pamiętając o zgubnych skutkach użycia słowa „kasza”, powiedziałam, że to czarny ryż. Poskutkowało! Potem kasza jaglana, była żółtym ryżem, a kuskus ryżem małym. Kaczka okazała się dużym kurczakiem, a brukselka małą kapustą. Jak już dzieci się „rozjadły” powiedziałam im jakie są poprawne nazwy tych produktów.

Warzywa najlepiej wprowadzało się na pizzy! Robiłam domową, a czasem zamawiałam. Za każdym razem dokładałam jakieś warzywo, którego nie chciały jeść. Pizzę uwielbiają, więc pożerały nie patrząc co się na niej znajduje. A ja potem pytałam, czy była dobra np. pizza z cebulą? „Tak, dobra.” „Czyli smakuje Wam cebula?” „Smakuje.” To cebula dodawana była do innego dania. 2/3 warzyw tak im „wkręciłam” .

Nigdy nie ukrywałam składników – to nie da efektu. Dziecko musi wiedzieć co je, by podejmować decyzje świadomie i cieszyć się jedzeniem!

Edukacja

Najważniejszą częścią było jednak poznawanie i analizowanie produktów. Gdy robiliśmy zakupy pokazywaliśmy dzieciom produkty i wspólnie decydowaliśmy co chcemy kupić. Potem w domu mogły je dokładnie pooglądać, dotknąć, powąchać itp. A ja w tym czasie mówiłam im co w nich dobre, a co ewentualnie złe. Dzieci powyżej 3 lat już bardzo wiele rozumieją i tak naprawdę zależy im, by być zdrowym, rosnąć, mieć piękne włosy i skórę i być mądrym. Nie chcą chorować czy mieć zepsutych zębów. Trzeba im tylko pokazać namacalnie co w danych produktach powoduje te dobre lub złe efekty. I tak ucząc o zdrowych tłuszczach z ryb – wyciskaliśmy łososia! W jajku oglądaliśmy białko i żółtko. Piekliśmy też chleb.

Bardzo pomogło „Było sobie życie” – odcinek o tym jak bakterie jedzą cukier i dzięki temu robią dziury w zębach bardzo poruszyła dziewczynki, zwłaszcza, że Asia miała spory problem z próchnicą. Dzięki temu udało mi się stopniowo ograniczyć jedzenie słodkiego do 3, a potem 2 dni w tygodniu (weekend) i świąt. Przykładem zamieniłam wstrętną nutellę na zdrowe masło orzechowe (100% orzechów). Wsypałam do słoika litrowego 570 gram cukru, wlałam 370 ml starego oleju (żeby przypominał palmowy), dołożyłam garstkę orzechów laskowych i łyżeczkę kakao. Drugi słoik wypełniłam orzechami ziemnymi (bez soli). Wybór było oczywisty! Do dziś widząc ten krem czekoladowy mówią „FUJ!”.

Żywienie dzieci nie jest proste, a zmiana nawyków to tak samo trudna sprawa, jak zmiana naszego stylu życia. Ale nie jest to niemożliwe! A my jako rodzice mamy obowiązek zrobić wszystko co w naszej mocy, by wpoić im jak najzdrowsze nawyki żywieniowe, zanim „świat” namiesza im w głowach.

 

Autor http://niezkrwiazduszyiserca.blogspot.com/ Zawsze marzyłam o rodzinie. O trójce dzieci i domu pełnym gwaru i miłości. Robiłam co mogłam by spełnić to marzenie. Łatwo nie było, ale końcu znalazłam swoje dzieci. Nie z krwi, ale z duszy i serca. Nie urodzone przeze mnie, ale jestem pewna, że dla mnie. I wtedy dopiero zaczęło się życie. Adopcja to cud.
Podoba Ci się ten artykuł? Dołącz do społeczności rodziców i bądź na bieżąco!
Używamy plików cookies (ang.ciasteczka), by ułatwić korzystanie z serwisu tatento.pl i miejscaprzyjaznedzieciom.pl. Jeśli nie życzysz sobie, aby pliki cookies były zapisywane na Twoim dysku, zmień ustawienia swojej przeglądarki.
akceptuję