Niemowlak

Recepta na "nieodkładalne" dziecko?

Marzyło nam się mieszkanie z dębowym parkietem i takie znaleźliśmy. Po szybkim remoncie i przeprowadzce z malutkim niemowlakiem pojawił się mały problem. Drewno pracuje, czasem skrzypi – prawie tego nie słychać, ale okazało się, że szybko poznaliśmy topografię naszej podłogi, bo stanięcie na niektóre klepki grozi obudzeniem dziecka. Obudzeniem grozi właściwie wszystko, a najbardziej sama próba odłożenia po uśpieniu. Właściwie lepiej nie odkładać, bo i tak się obudzi. Serio? Serio. Nie uwierzyłabym, gdybym nie zobaczyła. Jak wyglądało nasze życie z „nieodkładanym” niemowlakiem?

 

Nie odkładaj, bo i tak się obudzi

Poza podłogą zabójcami snu były: odkręcanie kranu w łazience (choć nie mamy wcale słabej akustyki), wlanie wody do szklanki w kuchni, nie mówiąc już o włączeniu czajnika elektrycznego. I mój układ kostny – Młody budził się nawet, kiedy coś przeskoczyło mi w kolanie. Pierwsze pół roku z Kociełłą było intensywne. Nawet bardzo. W szpitalu spał tylko u mnie na rękach – ponieważ położne zabraniały spania z dzieckiem – wybudzał się zaraz po odłożeniu do wózeczka i zaczynał płakać. A dziewczyna, która leżała ze mną na sali patrzyła na mnie ze złością: jej córka przesypiała całe noce. I większość dnia. Czułam się winna i byłam pewna, że coś robię źle (o istnieniu High Need Babies dowiedziałam się sporo czasu później). Nie wiedziałam, że niektóre dzieci są po prostu bardziej wymagające i tyle. Na szczęście szybko zaakceptowaliśmy temperament synka i założyliśmy, że będziemy spełniać jego potrzeby i pozwolimy nasycić się bliskością.

Nie słuchaj „złotych rad”

A na pewno tych, którzy zarzucają, że przyzwyczaiłaś do noszenia – sama słyszałam to zdanie wiele razy i czułam się winna. Potem mi przeszło. Nie da się przyzwyczaić do noszenia, a niemowlę nie manipuluje – płaczem sygnalizuje swoje potrzeby, bo inaczej nie potrafi. Tylko tyle.

Do dziś pamiętam pierwszą wizytę mojej mamy – Kociełło miał niecały miesiąc, mama nosiła go i szybko zasnął jej na ramieniu i szkoda jej było go odłożyć (już wtedy było to trudne). Jak zareagowała moja mama? Trzymała śpiącego wnuka na rękach bite dwie godziny. Kolejnego dnia też. Nie robiła mi wymówek, tylko śmiała się, że nie widziała jeszcze takiego dziecka (a miała nas czwórkę, więc wiecie :)). Długo tak to wyglądało – drzemki na kimś, w chuście albo przy piersi. Owszem, to bywa męczące i zmusza do przeorganizowania swojego życia na jakiś czas, jednak szybko mija. Nawet za szybko.

Śpijcie razem – będzie łatwiej

Przemyślcie co jest dla Was ważne i może pomóc zwiększyć komfort życia, kiedy pojawi się wymagające dziecko. Przed urodzeniem Młodego byłam pewna, że nie będę spać z dzieckiem. Całkowicie sobie tego nie wyobrażałam. Mieliśmy łóżeczko, dobry materacyk i pościel uszytą przez babcię… I co? Okazało się, że łóżeczko jest świetne do przechowywania prania po zdjęciu z suszarki, bo nasz synek nim wzgardził. Przespał tam jakąś godzinę w noc po powrocie ze szpitala. Po pierwszej pobudce na karmienie wylądował w naszym łóżku. I już w nim został :) Dlaczego? Kociełło nigdy nie przespał nocy, taki typ.

Kiedy przestaliśmy szaleć z presją, planem dnia, wyciszaniem przed snem i rytuałami, które miały sprawić, że zaśnie sam i po prostu go nie odkładaliśmy – zaczęło być dobrze. Przed urodzeniem dziecka byłam przekonana, że to, czy dziecko będzie przesypiało noce to tylko kwestia moich odpowiednich zabiegów. Okazało się to totalną bzdurą. Pomogła mi też rada doradczyni laktacyjnej, która poza pomocą przy karmieniu powiedziała, że to normalne, że syn chce spać tylko przy piersi. I że to szybko minie. Miała rację. Młody spał z nami, kiedy się budził po prostu go przystawiałam i tyle. A budził się naprawdę często – gdybym miała za każdym razem wstawać i wyjmować go z łóżeczka… No, nie wyobrażam sobie tego. Dlatego zabraliśmy Kociełłę do łóżka. On był szczęśliwy, a my wyspani. Sytuacja win-win.

Kup chustę. Szybko

I naucz się dobrze wiązać. Najlepiej z doradcą, bo to zapewni Ci merytoryczną wiedzę i spokój. No i umiejętności. Dla nas chusta stała się wybawieniem, kiedy syn obraził się na wózek (dość prędko). Pierwsze pół roku życia Młodego upłynęło pod znakiem chusty. Motaliśmy w nią na spacery, bo przecież wychodzić trzeba, a wózek parzył. Do szóstego miesiąca wszystkie drzemki mieliśmy w chuście. Jak to możliwe? Normalnie. Pakowałam syna w chustę chodziłam chwilę, a on zasypiał. Średnio trwało to jakieś 5 minut. Początkowo po uśpieniu próbowaliśmy odkładać (czyli zrobić tzw. „transfer”), ale wciąż się wybudzał, więc odpuściłam.

Przyznam, że przez długi czas wstydziłam się przyznawać ludziom, jak wyglądają dzienne drzemki Kociełły. Tak, w tych kategoriach to postrzegałam – jako coś wstydliwego. Przeczytałam na początku zbyt wiele niefajnych poradników, gdzie dziecko nieusypiające samodzielnie było traktowane jako porażka rodzicielska. A śpiące na kimś… No kto to w ogóle widział! Cuda, dziwy i rozpieszczanie. Dopiero kiedy poznałam więcej mam małych dzieci okazało się, że to… normalne – są dzieci które tak mają i śpią tylko na kimś lub przy kimś. U nas to skończyło się w okolicach 6 miesiąca. Syn po prostu dojrzał – usypiałam go w chuście i odkładałam, czasem śpi w wózku (tak! polubił!) na spacerze. W nocy kładzie się i zasypia sam – zakomunikował taką potrzebę w okolicach roku. To nieprawda, że „będziesz już zawsze nosić, bo przyzwyczaiłaś”. Jak to wygląda teraz? Młody potrzebuje coraz mniej noszenia, często biorę nosidło zamiast wózka, bo mi jest tak wygodniej i szybciej. Przewrotnie powiedziałabym, że za tym noszeniem można zatęsknić…

Co mi pomogło?

Jestem typem racjonalnym i lubię mieć logiczne wytłumaczenie wszystkiego. Pomogły mi książki, które tłumaczyły, że to jak najbardziej normalne. Małe dzieci nie lubią być odkładane i pozostawiane same, bo w zamierzchłych czasach były bezpieczne jedynie przy opiekunie. Zostawienie dziecka na ziemi oznaczało dla niego śmierć, choćby w paszczy jakiegoś drapieżnika. Kiedy myślałam o tym, że takie zachowanie mojego syna to pokłosie ewolucji i schemat zachowania sprzed tysięcy lat – było mi znacznie łatwiej. I spokojnie tuliłam go tyle, ile potrzebował. Teraz ma ponad rok i eksploruje świat na własnych nóżkach, wciąż potrzebuje bliskości, ale coraz mniej. Czasem tęsknię, za noworodkiem, którego nosiłam całe dnie i który tak ufnie się wtulał.

Jaka jest recepta na nieodkładane dziecko? Dużo miłości i jeszcze więcej noszenia. I żadnego odkładania! :)

 

Autor Pisze o rodzicielstwie bliskości, życiu w przyjaźni z dzieckiem i ze sobą. Dużo czyta (skończyła polonistykę, nie skończyła filozofii. I kilku innych rzeczy też.) Żona Bartka, mama Kociełły.
Podoba Ci się ten artykuł? Dołącz do społeczności rodziców i bądź na bieżąco!
Używamy plików cookies (ang.ciasteczka), by ułatwić korzystanie z serwisu tatento.pl i miejscaprzyjaznedzieciom.pl. Jeśli nie życzysz sobie, aby pliki cookies były zapisywane na Twoim dysku, zmień ustawienia swojej przeglądarki.
akceptuję