Zdrowy maluch

5 zmian, które sprawiają, że dzieci nie chorują jesienią

Jesień to zwykle trudny czas dla rodziców. Nie tylko pogoda się psuje i jest kapryśna, ale jeszcze dzieci wracają do szkół i przedszkoli, które jako zbiorowiska ludzkie znacząco ułatwiają przenoszenie się infekcji. Gdy nasze dzieci z nami zamieszkały (4 lata temu adoptowaliśmy całą trójkę) było podobnie.

W pierwszym roku, pomimo że tylko najstarsza poszła do szkoły, a maluchy zostały w domu, nie uniknęliśmy infekcji przenoszących się z jednego na drugie. W kolejnym roku natomiast wprowadziłam zmiany, które zaowocowały znaczącą poprawą ich odporności i zmniejszeniem się ilości infekcji do jednej na rok! (Odpukać!) Podzieliłam się moimi „sposobami” ze znajomymi, a oni je wykorzystali i też zobaczyli poprawę. Postanowiłam, więc i Wam napisać, o tym, co u na zadziałało!

1. Dieta

Wiadomo, że powinna być zdrowa, pełna warzyw i owoców. Nie zawsze da się to osiągnąć, ale można zacząć od małych, ale skutecznych rzeczy. Co nam pomogło? Zwiększenie ilości czosnku, kurkumy i różnych ziół w daniach! My czosnek wszyscy lubimy, więc jesienią dorzucamy go do większości dań. Jeśli ktoś nie przepada to warto dodawać jego małe ilości do sosów, placków, mięsa itp. Każda ilość da jakiś efekt. Podobnie jest z kurkumą. Jeśli jest jej dużo to mamy pachnące, żółte danie. Jeśli nie lubimy tak orientalnych smaków, możemy dodawać odrobinę – smaku nie zmieni, a pomoże zdrowiu. Zresztą wszelkie zioła pomagają zmniejszyć ilość soli w diecie, a to wspiera odporność!

Zamieniliśmy też część dań mięsnych na rybne! Przecież spaghetti nie musi być mięsne, może być np. z dorszem. Zamiast pasztetu mamy pastę rybną (domową). Robię też placuszki z kawałkami łososia, czy zapiekankę ziemniaczaną z rybą.

Zapewne suplementujecie dzieciom witaminę D3, która odgrywa kluczową rolę dla funkcji naszego układu immunologicznego. Moje dzieci nie bardzo chcą pić te tłuste kropelki. Wolą (niestety) żelki, czy słodkie tabletki do ssania. Jeśli też podajecie D3 w takiej formie to pamiętajcie, by robić to po śniadaniu, które zawiera tłuszcz! Inaczej witamina się nie wchłonie i efektu nie będzie.

2. Ciepło/zimno

Pogoda jesienią potrafi zmieniać się jak w kalejdoskopie, a rano często jest dość zimno. To często sprawia, że ubieramy siebie i przede wszystkim dzieci za ciepło. A musimy pamiętać, że nasz organizm jest całkiem dobrze przygotowany do przetrzymywania zimna, a dużo słabiej radzi sobie z nadmiernym ciepłem. A do tego najgorzej wychodzi mu zmiana z jednej formy na drugą. Co zrobiliśmy?

Zamieniliśmy czapki na kaptury. Mają je wszystkie kurtki i bluzy. Gdy wieje lub jest zimno, dzieci mogą je założyć. Wierzcie mi, że włożenie kaptura, gdy jest zimno to znacznie lepsza opcja niż zdjęcie czapki, gdy jest gorąco.

Zamiast puchówki wkładamy 2 bluzy. Pod spód zwykłą, a na wierzch np. softshell lub coś innego wodoodpornego. Gdy koło południa zrobi się ciepło, dziecko może włożyć tylko jedną i się nie przegrzeje.

Podobnie z napojami. Gdy za oknem szaruga, mamy tendencję do podawania gorącej herbaty, czy kakao do śniadania. Nie bierzemy pod uwagę, że rozgrzane w ciepłym łóżku gardło podgrzewamy jeszcze bardziej, a potem wychodzi na chłód i doznaje gwałtownej zmiany temperatur. Nie zawsze sobie z tym radzi, co ułatwia wnikanie drobnoustrojów. Dlatego rano wypijmy coś w temperaturze pokojowej (my pijemy całkiem zimne, ale co kto lubi), a gorące kakao zostawmy sobie na powrót ze spaceru, czy sanek zimą!

3. Powietrze

Jeśli nie ma smogu to należy z dziećmi wyjść z domu, niezależnie od pogody! I tak robimy. Nawet jak bije żabami. Mamy kalosze, przeciwdeszczówki itp. Nie ma złej pogody, są tylko niewłaściwe ubrania. Wiem, że niestety smog odbiera takie możliwościL. Ale w tej sytuacji polecam zapewnienie dzieciom przynajmniej godziny ruchu w domu każdego dnia.

Co do powietrza, to dodam jeszcze, że warto, byłoby, gdyby mogło wchodzić i wychodzić z naszych dróg oddechowych bez kłopotu. Zakładanie szalików na usta (nie mówię o mrozie -30) powoduje tylko zbieranie się na nim wilgoci i rozwój bakterii, które takie warunki lubią. A potem wdech! I wszystko jest w oskrzelach. Mroźne powietrze natomiast raczej obniża aktywność drobnoustrojów, niż ją pobudza.

4. Higiena

Zwracamy dzieciom uwagę, by myły ręce po wyjściu z toalety, przed posiłkiem, po powrocie z zewnątrz. Wszystko to super, ale zapominamy, że na klamkach, urządzeniach elektronicznych i innych dzieciach jest więcej mikrobów niż w toalecie, czy zwłaszcza na zewnątrz. Gdy nauczyłam dzieci myć ręce po zabawie z innymi dziećmi i otwierać/zamykać drzwi w miejscach publicznych łokciem, nie zachorowały przez 6 miesięcy wcale. Do tego nauczyły się, że gdy jedno z nich choruje to reszta myje ręce po każdym dotykaniu go i rzeczy, które ono dotyka. No i przestały się zarażać od siebie! 

5. Całusy

Dzieci kochają tulenie i pocałunki. I super! Jest to bardzo potrzebne i wspaniałe. Ale nie jest wskazane, aby uczyć dzieci całowania w usta. Na naszych wargach jest ślina, która zawiera ogrom drobnoustrojów. I tak, oczywiście my w domu mamy zazwyczaj taka sama florę w jamie ustnej, a do tego żaden chory rodzic nie będzie całował własnego dziecka w usta. Tylko, że dzieci nie za bardzo to obchodzi. Jeśli nauczymy je, że można całować się w usta to pocałują każdego, kogo uznają za na tyle kochanego, że na to zasłużył. Czyli babcię, dziadka, ciocię, wujka, panią w przedszkolu/szkole, kolegę, koleżankę.. A wtedy już nie będzie bezpiecznie.

Całujemy dzieci codziennie. Mają sporo fajnych miejsc, daleko od wilgotnej buzi, w której mikroby chętnie się rozmnażają. Osobiście preferuję czoło ;).

Wszystkie wymienione metody są łatwe do wprowadzenia. Nie, nie dają 100% skuteczności, ale wszyscy moi znajomi, którzy je wypróbowali wrócili do mnie z podziękowaniami. Mam nadzieję, że i waszym rodzinom to pomoże! 

Autor http://niezkrwiazduszyiserca.blogspot.com/ Zawsze marzyłam o rodzinie. O trójce dzieci i domu pełnym gwaru i miłości. Robiłam co mogłam by spełnić to marzenie. Łatwo nie było, ale końcu znalazłam swoje dzieci. Nie z krwi, ale z duszy i serca. Nie urodzone przeze mnie, ale jestem pewna, że dla mnie. I wtedy dopiero zaczęło się życie. Adopcja to cud.
Podoba Ci się ten artykuł? Dołącz do społeczności rodziców i bądź na bieżąco!
Używamy plików cookies (ang.ciasteczka), by ułatwić korzystanie z serwisu tatento.pl i miejscaprzyjaznedzieciom.pl. Jeśli nie życzysz sobie, aby pliki cookies były zapisywane na Twoim dysku, zmień ustawienia swojej przeglądarki.
akceptuję