Małe dziecko

Zalety niekonsekwencji - o elastyczności w relacji z dzieckiem

Czym są konsekwencje i czym różnią się od kary? Często mylimy te dwa pojęcia i uznajemy, że "trzeba być konsekwentnym", żeby wychować dziecko. Ale czy na pewno? Pozorna "niekonsekwencja" bardzo może przysłużyć się relacji z dzieckiem.

Kiedy mówimy o konsekwencji w kontekście wychowania dzieci, przychodzą nam do głowy dwa znaczenia tego słowa. Jedno z nich to konsekwencje czegoś, co dziecko zrobiło. Bardzo często nazywamy tak po prostu karę. Drugie to wytrwałość i wierność zasadom, czyli to, że w danej sytuacji zachowujemy się zawsze tak samo. Oczywiście te znaczenia mieszają się ze sobą i są ze sobą powiązane, ale chciałabym omówić je osobno, po kolei.

O karach i konsekwencjach napisano już niejedno. Psycholożka Agnieszka Stein poświęciła im cykl artykułów na swojej stronie internetowej, temat wraca też na różnego rodzaju warsztatach dla rodziców. Nadal większość dorosłych jest przekonana, że jeżeli dziecko postąpi w sposób niewłaściwy, to powinno „ponieść konsekwencje”, czyli odbyć jakąś karę, która według opiekunów jest logicznie powiązana z przewinieniem. Na przykład jeśli maluch porysował ścianę, powinien ją wyszorować. Polecenie i wyegzekwowanie tego mycia nie jest jednak, jak chcą niektórzy, naturalną konsekwencją pomazania ściany. Naturalną konsekwencją jest brudna ściana. Koniec.

Wszystko, co dzieje się dalej, czyli złość rodzica, nakaz posprzątania i wyegzekwowanie go – często przemocą – to już kara. Nie są to już bowiem rzeczy, które same z siebie wydarzą się po każdym pomalowaniu ściany. Jest to konkretne działanie dorosłego, wykorzystujące przewagę nad dzieckiem, nakierowane na cel: nauczyć, że nie wolno brudzić ścian. Karą (a nie konsekwencją) będzie także na przykład zabranie kredek. Oczywiście nie chodzi o to, żeby tej przykładowej ściany nie myć i nie poprosić o to dziecka. Nikt nie mówi o uczeniu, że rzeczy dzieją się bez konsekwencji – rozumianych jako naturalne skutki naszego postępowania. Zawsze warto wytłumaczyć dziecku, że skoro coś zrobiło, to teraz na przykład tata musi posprzątać, więc pobawimy się dopiero za chwilę; albo skoro coś zostało zniszczone, to tego nie mamy, przynajmniej dopóki nie naprawimy lub nie kupimy nowego. Warto jednak zauważyć, że te prawidłowości dzieci zaobserwują tak czy owak, raczej niezależnie od naszego działania. Inaczej mówiąc, nauczą się nawet wtedy, gdy nie podejmiemy działań „wychowawczych”. Dzieci mają naturalną, silną zdolność do uczenia się na podstawie obserwacji.

Kara to każde nasze przykre dla dziecka działanie, przeprowadzone z intencją „nauczenia” go, że nie akceptujemy jakiegoś zachowania. Najczęstszym jej skutkiem jest to, że kolejnym razem dziecko ukryje swoje zachowanie. Nie przestanie malować ścian, ale zrobi to gdzieś w kąciku i nie pokaże nam swojego dzieła. Kary prowadzą przede wszystkim do utraty zaufania dziecka i do naruszenia więzi. Zanim się więc na nie zdecydujemy, warto zadać sobie pytanie rodem z Porozumienia Bez Przemocy: „chcesz mieć rację czy relację?”.

Co w takim razie zrobić, żeby mieć niepomazane ściany? Można na początek pomyśleć o tym, że za każdym zachowaniem dziecka kryje się jakaś potrzeba. Jeśli więc maluch rysuje po ścianie, może to oznaczać potrzebę doświadczenia pionowej powierzchni do rysowania. Albo dużej powierzchni, bo dla wielu dzieci kartka to za mało. Albo też powierzchni innej w dotyku niż papier. Zaproponujmy tablicę, duży karton, rolkę papieru do rysowania zamiast bloku, oklejmy kawałek ściany kartkami. Dajmy dziecku do pomalowania deskę, folię, płytę pilśniową i cokolwiek tylko wymyślimy. Dziecięca potrzeba rozwoju jest niezwykle silna; to dzięki niej maluch uczy się wszystkiego, co potrzebne później do samodzielnego funkcjonowania. Jest to też potrzeba biologiczna, taka sama, jak głód czy pragnienie.

A jeśli wyjdziemy poza przykład ze ścianą? Zasada jest zawsze ta sama: kara szkodzi relacji i nie uczy dziecka, dlaczego czegoś nie akceptujemy. Czy to będzie wylewanie wody, ciągnięcie psa za ogon, bicie brata czy sypanie piaskiem po głowie dzieciom na placu zabaw. Jeżeli ktoś jest krzywdzony, należy oczywiście interweniować – szybko i możliwie łagodnie. Pamiętajmy, że „złe” zachowanie dziecka może wynikać także ze stresu. Gdy obarczymy dziecko dodatkowo karą – nieważne, jak „konsekwentną” – jedynie ten stres zwiększymy, a zdenerwowany młody człowiek nadal nie będzie rozumiał, o co nam chodzi. Oczywiście każdy rodzic pragnąłby kształtować zachowanie swojego dziecka i wychować je na porządnego człowieka, który nie sypie piachem na prawo i lewo. Okazuje się, że znacznie łatwiej osiągniemy ten efekt, dbając o więź, będąc blisko i łagodnie tłumacząc, niż wyznaczając „zasady” i „konsekwencje”.

Skoro jesteśmy przy wyznaczaniu zasad, zatrzymajmy się nad konsekwencją w znaczeniu jednakowego reagowania na podobne sytuacje. Wielu psychologów mówi o tym, że pewna stabilność i przewidywalność reakcji rodziców zapewnia dziecku poczucie bezpieczeństwa. I rzeczywiście, jeżeli na tę samą pomalowaną ścianę mama zareaguje raz śmiechem, raz krzykiem, a raz wcale, to dziecko może się czuć niestabilnie. Z drugiej jednak strony wielu z nas bierze sobie tę konsekwencję na barki jak wielki ciężar, zmuszający nas do ślepego podporządkowania regułom. Czy jeżeli mamy zasadę, że nie jemy słodyczy przed obiadem, ale raz kupiliśmy ciastko w drodze do domu, to jesteśmy złymi rodzicami? Jeżeli czasem na coś pozwalamy, a czasem nie – zależnie od okoliczności – to czy nasze dziecko nie będzie się czuć bezpiecznie? Oczywiście to tak nie działa. Życie samo w sobie nie jest idealnie konsekwentne, a różne okoliczności wymagają różnych reakcji. Również nasze dziecko wymaga różnych reakcji, w zależności na przykład od tego, czy jest zdrowe czy chore, zmęczone czy wypoczęte. Dlatego czasem pozwolimy mu pójść spać bez kąpieli albo rysować w naszym notesie, a innego dnia niekoniecznie. To jest okej.

Konsekwencja jako niezbędne narzędzie rodzicielskie jest zdecydowanie przereklamowana – w obu swoich znaczeniach. W byciu z drugim człowiekiem generalnie lepiej sprawdza się elastyczność, wrażliwość i empatyczna obecność, niż zakazy, zakazy i reguły. Doświadczając ich, dziecko uczy się, że kochamy je bezwarunkowo i buduje własne poczucie wartości. W przyszłości będzie empatycznym, elastycznym i wrażliwym dorosłym, a świat stanie się odrobinę lepszym miejscem.

Autor milkpower.pl Dyplomowana promotorka karmienia piersią, mama dwójki dzieci, fascynatka naturalnego karmienia, rodzicielstwa bliskości i self-reg. Pisze dla Tatento, Kwartalnika Laktacyjnego, IgiMag i na swojej stronie Milk Power. Uczy o karmieniu piersią na warsztatach i indywidualnie. Uzależniona od dobrej kawy.
Podoba Ci się ten artykuł? Dołącz do społeczności rodziców i bądź na bieżąco!
Używamy plików cookies (ang.ciasteczka), by ułatwić korzystanie z serwisu tatento.pl i miejscaprzyjaznedzieciom.pl. Jeśli nie życzysz sobie, aby pliki cookies były zapisywane na Twoim dysku, zmień ustawienia swojej przeglądarki.
akceptuję