Na święta i ważne dni

Pozwól dziecku krzywo ubrać choinkę

Święta nie muszą być idealne. A może są idealne właśnie wtedy, kiedy odpuścimy? Barszcz nie musi być idealnie czerwony. Nie wszystkie pierogi muszą się kleić. Ciasta… lepiej bez zakalców, ale czy to ważne w obliczu rodzinnych świąt?

Jako dziecko ubrana choinka była dla mnie czymś z pogranicza jawy i snu. Wydawała mi się taka piękna i majestatyczna. Pamiętam walizki z ozdobami, które rodzice wyjmowali z piwnicy. Choinkę zawsze ubierał ktoś dorosły, mi wolno było powiesić kilka bombek na dole. A przecież tak bardzo chciałam zrobić to wszystko sama!

Rodzina była innego zdania: wiadomo było, że nie ubiorę jej tak, jak zrobiłby ktoś starszy. Pewnie będzie krzywo i ogólnie niezbyt ładnie. Może stłukę jakąś bombkę. A ja tak bardzo chciałam przystroić ją sama!

 

Przepis na dobre święta? Nie stwierdzono

Historia choinki przypomniała mi się w listopadzie. Zbliżały się pierwsze bardzo świadome święta Bożego Narodzenia naszego dziecka. Bardzo zależało mi na tym, żeby mógł poczuć, że to wyjątkowy czas.

Wcześniej, kiedy byliśmy z mężem sami, wcale o to nie dbaliśmy. Kupowaliśmy choinkę, albo i nie. I zazwyczaj jechaliśmy do rodziny. Tyle. Byliśmy zabiegani, zawsze nam się spieszyło, a święta nie były dla nas ważne.

Teraz jest inaczej. Nie jesteśmy już sami i czuję się odpowiedzialna za to, jakie będą pierwsze świąteczne wspomnienia naszego syna. A ja przecież nie potrafię  gotować, nigdy nie lubiłam przystrajać mieszkania. I ogólnie to nie wiem, jak się robi całą tę magiczną „atmosferę świąt”. Co mogłabym dać dziecku? Uświadomiłam sobie, że wspomnienia tworzy się razem: całą rodziną. I dlatego tegoroczne święta są wyjątkowe: przygotowujemy się do nich razem.

 

O co chodzi w świętach?

Grube i krzywo wycięte pierniki. Rozrzucone ciasto, kuchnia w stanie… hmm… nieziemsko brudna. Robiłam pierniki z półtorarocznym synem. Zajęło to trzy razy więcej czasu, niż gdybym robiła to sama. Sprzątanie – nawet ze zmywarką – co najmniej dwa razy więcej. Ale za to Kociełło miał z tego wszystkiego naprawdę dużo radości.

To o to chodzi w świętach – o bliskość, atmosferę wspólnego oczekiwania na wyjątkowe wydarzenie. Bycie razem i pozwalanie sobie na błędy, nawet przed wigilijną kolacją. Ważne jest to, co robimy razem i to, że jesteśmy razem. Nie o drogie prezenty, a tym bardziej o idealnie wysmażony karp czy idealnie ubrana choinkę. Bo co nam po idealnych potrawach, kiedy wszyscy domownicy są zmęczeni, skwaszeni i zdenerwowani?

 

A może to wszystko nie jest potrzebne?

Czy naprawdę wszystko musi być idealnie? Znam dziewczyny, które doskonale radzą sobie z domem i dziećmi.  Obiad z czterech dań, ciasteczka na deser i konfitury – to dla nich codzienność, nawet z trójką maluchów. Trochę im zazdroszczę, ale chyba bardziej podziwiam.

Mi nigdy coś takiego nie wychodziło. Jak bardzo bym się nie starała, nie jestem w stanie nawet zbliżyć się do takiego poziomu.  I chyba się z tym pogodziłam – na to, że się różnimy. Po  zrzuceniu z siebie presji idealności jest łatwiej. W naszym domu gotuje głównie mąż, ja piekę ciasta, robię racuchy i naleśniki. Mieszkanie nie jest idealnie czyste. Ale jest nam dobrze razem. To wystarczy.

 

Jesteśmy różni. I to jest piękne

Nie warto się porównywać, bo siła tkwi w różnorodności. Jesteśmy różni, wiec nasze stoły świąteczne nie muszą wyglądać tak samo. Może wcale nie muszą wyglądać :) Warto być dla siebie łagodnym – często sami narzucamy sobie wygórowane wymagania. Nawet jeśli uda nam się je zrealizować, to nie odczuwamy ulgi. To pułapka perfekcjonizmu i chęci bycia doskonałym. Cały czas pojawiają się nowe cele i zadania, a my… Jesteśmy wykończeni ciągłym dążeniem do doskonałości. Dążeniem, które nigdy się nie kończy…

Kiedy byłam już starsza i rodzice prosili o ubranie choinki – dla mnie nie było w tym już nic ciekawego. Podobnie było z pakowaniem prezentów – kiedy byłam dzieckiem i się do tego paliłam – nie mogłam ich zapakować (w domyśle „będzie brzydko/niedokładnie”).

A kiedy byłam starsza i moim obowiązkiem stało się pakowanie prezentów dla całej rodziny – nie miałam już z tego takiej radości. Nasze postrzeganie rzeczywistości się zmienia, a dziecięcy entuzjazm i inicjatywa z czasem mogą się osłabić. Nie podcinajmy dziecku skrzydeł, pozwólmy mu na samodzielność i po prostu cieszmy się razem. To chyba jest najważniejsze.

Nie musi być idealnie. Ale to wszystko jest mało ważne, kiedy w natłoku obowiązków i ogólnej bieganinie zanika to, co najważniejsze, czyli relacja. Bo przecież chodzi o bliskość, prawda?

Autor Pisze o rodzicielstwie bliskości, życiu w przyjaźni z dzieckiem i ze sobą. Dużo czyta (skończyła polonistykę, nie skończyła filozofii. I kilku innych rzeczy też.) Żona Bartka, mama Kociełły.
Podoba Ci się ten artykuł? Dołącz do społeczności rodziców i bądź na bieżąco!
Używamy plików cookies (ang.ciasteczka), by ułatwić korzystanie z serwisu tatento.pl i miejscaprzyjaznedzieciom.pl. Jeśli nie życzysz sobie, aby pliki cookies były zapisywane na Twoim dysku, zmień ustawienia swojej przeglądarki.
akceptuję